Sprawę nagłośniła w środę czeska telewizja Prima oraz informacyjny portal internetowy iDnes, którym udało się porozmawiać z mieszkańcami domu, choć nie z samym właścicielem. M.in. żona właściciela broniła męża, tłumacząc, że jest on historykiem-kolekcjonerem, którego interesuje druga wojna światowa. "Nie podoba mi się, jak to media rozdmuchały. Napis jest tu od pięciu lat i nikomu nie przeszkadzał. Nagle zrobiła się z tego afera, a my wyszliśmy na zbrodniarzy" - mówiła. Dodała, że w umieszczeniu napisu nie widzi nic niezwykłego. Jak twierdzi czeska policja, nie doszło do złamania prawa. "Sam napis na terenie prywatnym nie jest powodem do wszczęcia postępowania karnego" - oświadczyła rzeczniczka policji kraju (województwa) morawsko-śląskiego Sonia Sztetinska. Władze lokalne nie kryją oburzenia. Napis - ich zdaniem - graniczy z propagowaniem faszyzmu. "To znieważenie ludzi, którzy zostali w Auschwitz skazani na mękę i to tragedia, że coś takiego w Czechach nie jest karalne" - oświadczył wiceburmistrz Rychwałdu Ladislav Sitko. Sitko spotkał się z właścicielem i uzyskał obietnicę, że napis zostanie zdjęty.