Ndżamena, "Obóz Europa". To miejsce, gdzie od lutego przynajmniej na kilka dni trafiają po wylądowaniu w stolicy Czadu żołnierze z 18 państw Unii Europejskiej, zanim zostaną wysłani dalej na wschód kraju. Wzdłuż granicy z Sudanem, na obszarze wielkości połowy Francji, chronią prawie 180 tys. przesiedleńców czadyjskich oraz ponad 350 tys. uchodźców z ogarniętej krwawym konfliktem sudańskiej prowincji Darfuru przed atakami rebeliantów. To już 18., i jak dotąd największa, operacja przeprowadzana w ramach Europejskiej Polityki Obronnej i Bezpieczeństwa; czwarta o charakterze militarnym. - Naszym głównym zadaniem jest wyeliminować strach i poczucie braku bezpieczeństwa wśród tych ludzi - tłumaczy na konferencji prasowej dla lokalnych i unijnych dziennikarzy, dowodzący siłami EUFOR na miejscu francuski gen. Jean-Philippe Ganascia. To dlatego spotykani w terenie żołnierze EUFOR noszą miękkie kapelusze i broń skierowaną ku ziemi. Mają też zakaz wchodzenia do zorganizowanych przez ONZ gigantycznych obozów dla uchodźców, chyba że zaistniałaby "nadzwyczajna" sytuacja. Dotychczas zwalczające się nawzajem grupy rebeliantów z Czadu i Sudanu ani razu nie odważyły się zaatakować świetnie wyposażonych żołnierzy EUFOR. Mandat EUFOR zabrania ingerowania w potyczki rebeliantów, jeśli nie zagrażają oni cywilom albo żołnierzom z UE. - Nie ma mowy, byśmy mieszali się do wewnętrznej polityki w Czadzie - zapewnił Ganascia. - Nie było ani jednego przypadku ataku na siły EUFOR. Na dzisiaj wydaje się, że zagrożenia militarne są nieporównywalnie mniejsze od tego, z czym spotkaliśmy się w Iraku i Afganistanie" - zapewniał zastępca Genascii, polski ppłk Marek Sadak, dowódca tyłowego stanowiska sił EUFOR w Ndżamenie. W upale dochodzącym do 50 stopni głównym przeciwnikiem żołnierzy UE są jak dotychczas bandyci okradający wioski i polujący na samochody terenowe organizacji humanitarnych. Najczęściej poruszają się pojedynczo lub w małych dwu- pięcioosobowych grupach uzbrojonych w kałasznikowy. 1 maja podczas takiego złodziejskiego napadu życie stracił podróżujący samotnie Francuz Pascal Marlinge z organizacji "Save the children". Siły EUFOR oferują organizacjom pozarządowym i humanitarnym ochronę konwojów. Te jednak, jak skarżyły się źródła wojskowe, w imię zachowania neutralności nie zawsze chcą z tego korzystać. Zadania żołnierzy na miejscu bardziej przypominają więc zadania żandarmerii, które mają niewiele wspólnego ze strategią przygotowywaną w dowództwie misji w Mont Valerien w Paryżu na wypadek rozlania się wojny cywilnej w Darfurze na zachodnią Afrykę. - Robimy za policję. To nie jest misja, której się spodziewaliśmy na początku. Mamy trochę poczucie, jakbyśmy z armaty strzelali do muchy - nie ukrywa kierujący batalionem francuskim w Farchanie pułkownik Frederic Garnier. - Stwarzamy warunki, by organizacje humanitarne i pozarządowe mogły bezpiecznie działać. Już dzięki samemu naszemu pobytowi otoczenie staje się bezpieczniejsze. Natomiast trzeba pamiętać, że jeszcze niedawno miały miejsce działania czysto zbrojne, dużego kalibru, i w związku z tym sprzęt, który być może nie jest potrzebny dzisiaj, będzie potrzebny, gdyby sytuacja się zaogniła - powiedział z kolei ppłk Sadak. Przypomniał wydarzenia z początku lutego, kiedy około 3 tys. rebeliantów, pokonując ponad tysiąc km na kilkuset ciężarówkach, dotarło ze wschodu Czadu do Ndżameny z zamiarem obalenia prezydenta Idrissa Deby'ego. Ostatecznie siły rządowe pokonały rebeliantów, spychając ich aż do granicy z Sudanem. Zdarza się, że do obozów dla uchodźców wchodzą uzbrojeni rebelianci i dochodzi do ataków. Takie sytuacje mają miejsce w północno-wschodniej części kraju, koło Iriby, czyli tam, gdzie wciąż trwa budowa polskiej bazy i gdzie przebywają rebelianci. To oni w kwietniu przedostali się aż do stolicy Sudanu - Chartumu - z próbą obalenia arabskiego rządu. W obozie dla uchodźców Iridim schronienie znalazło ponad 17 tys. uchodźców, głównie z ludu Zaghawa, który w Darfurze pada ofiarą etnicznych czystek i z którego wywodzi się prezydent Deby. Generał Ganascia przyznał, że "ze względu na specyficzną sytuację plemienną" sytuacja w Iribie jest skomplikowana i będzie wymagać ze strony Polaków elastyczności w kontaktach z przedstawicielami lokalnych społeczności. Zdaniem ppłk. Sanaka nie można powiedzieć, że w Iribie jest bardziej niebezpiecznie niż w innych strefach. - Nie ma żadnych symptomów zagrożenia w stosunku do sił EUFOR. Trudno przewidywać, by miały one się pojawić - uspokajał. Przyznał, że problemem jest przenikanie na dzień-dwa niczym nie wyróżniających się rebeliantów do obozów uchodźców, gdzie rekrutują młodych ludzi do swoich szeregów. - Ale przewiduję, że kiedy będzie większa obecność sił EUFOR, a także sił policyjnych, to zjawisko się zmniejszy - powiedział Sanak. 80 żandarmów czadyjskich właśnie otrzymało certyfikaty ONZ i zostaną wysłani do Iriby. Ich zadaniem będzie między innymi pilnowanie wejścia do obozu dla uchodźców. Do Iriby w niedzielę wyruszył pluton ze stacjonującego w Goz Beida, na południe od Iriby, kontyngentu irlandzkiego. Ma zabezpieczać budowę polskiej bazy i chronić konwoje z pomocą humanitarną dla uchodźców. Irlandczycy zostaną tam do końca czerwca. W Iribie pracują w tej chwili dwie grupy inżynieryjne: polska i francuska wraz ze wsparciem logistycznym, łącznościowym i medycznym. Żołnierze zajmują się oczyszczaniem, wyrównywaniem i utwardzaniem ok. siedmiu hektarów gruntu; ich zadaniem jest także m.in. obwałowanie terenu w granicach przyszłej bazy. Polska baza ma być gotowa do końca czerwca, wówczas też kontyngent ma osiągnąć wstępną gotowość operacyjną. Pełną gotowość do działania kontyngent ma osiągnąć we wrześniu, już po zakończeniu pory deszczowej. W polskich sił w misji w Czadzie uczestniczyć ma do 400 żołnierzy i pracowników wojska. Cała misja EUFOR ma liczyć 3700 żołnierzy, z czego 2100 z Francji.