Według pierwszych badań, na które powołuje się niezależna telewizja 5. Kanał, Juszczenko wygrywa z premierem Wiktorem Janukowyczem 58 do 39 po podliczeniu dwóch trzecich z liczby ankietowanych. Według drugiego sondażu, który przeprowadził ośrodek Socis Monitoring, Juszczenko dostał 49,4 proc., Janukowycz zaś 45,9 proc. Suma otrzymanych głosów nie musi wynosić 100, ponieważ ukraińska ordynacja dopuszcza głosowanie przeciwko obu kandydatom. Juszczenko prowadzi także w głosowaniu przeprowadzonym za granicą - podał dzisiaj wieczorem przewodniczący Centralnej Komisji Wyborczej Siergiej Kiwałow. Po przeliczeniu głosów oddanych w 8 ze 123 lokali wyborczych zorganizowanych za granicą, Juszczenko uzyskał 80,57 procent, a Wiktor Janukowycz - 16,54 procent. - W drugiej turze wyborów prezydenckich wzięło udział 76,63 procent uprawnionych do głosowania, co przewyższa frekwencję w pierwszej turze - powiedział Kiwałow. Według jego słów, "liczenie głosów idzie sprawnie i już w najbliższych godzinach będą ogłoszone pierwsze nieoficjalne wyniki głosowania w wyborach prezydenta kraju". - Różnica jest tak duża, że jest nieprawdopodobne, aby nastąpiła kardynalna zmiana wyników - powiedział przedstawiciel nadzorującej ukraińskie exit-polls sopockiej Pracowni Badań Społecznych (PBS) Ryszard Pieńkowski. Liczenie głosów będzie się odbywać równolegle w dwóch miejscach - Centralnej Komisji Wyborczej i na Placu Niepodległości w Kijowie, gdzie już zgromadziło się tysiące zwolenników kandydata opozycji Wiktora Juszczenki. Szef sztabu wyborczego Janukowycza Serhij Tyhypko powiedział tymczasem w kontrolowanej przez administrację prezydenta Leonida Kuczmy telewizji Inter, że premier ma - według obliczeń sztabu - 3,4 - 3,5 proc. przewagi. Nie podał jednak żadnych konkretnych rezultatów. Sztab Janukowycza poinformował dzisiaj, że w szkole podstawowej w Tarnopolu, gdzie ma siedzibę jedna z komisji wyborczych, znaleziono ładunek wybuchowy. Całą komisję i ludzi, którzy przyszli na drugą turę wyborów, ewakuowano i pracę podjęli saperzy. Głosujący w Kijowie opozycyjny kandydat na szefa państwa Wiktor Juszczenko oskarżył władze o próbę sfałszowania elekcji. Zaznaczył, że próba ta zakończy się niepowodzeniem. - Oczywiście będą fałszerstwa, ale to za mało, by wpłynąć na rezultaty wyborów - powiedział lider ukraińskiej opozycji po oddaniu głosu. - Zwycięstwo poprzez sfałszowanie wyborów to utopia. Tego nie będzie - podkreślił Juszczenko. Wyraził nadzieję, że wyborcy "nie pomylą się jak w 1994 i 1999", gdy zwyciężył popierający dziś Janukowycza ustępujący prezydent Leonid Kuczma. Juszczenko przyszedł oddać głos z całą rodziną. Wszyscy mieli przypięte pomarańczowe wstążki - kolor zwolenników opozycji, jaki dominuje w Kijowie oraz w centralnej i zachodniej Ukrainie. Przed komisją wyborczą czekało na kandydata kilkuset zwolenników. "Juszczenko nasz prezydent", "Janukowycz za kratki" - krzyczeli. Premier Ukrainy Wiktor Janukowycz powiedział dzisiaj po oddaniu głosu, że jest przekonany, iż głosowanie przebiegnie spokojnie, a decydującą rolę odegra "zdrowy rozsądek i tolerancja Ukraińców". Pytany o wynik drugiej tury wyborów odpowiedział: "Jak Bóg da, tak i będzie". Janukowycz razem z żoną głosował w jednym z lokali wyborczych w Kijowie. Ustępujący prezydent Ukrainy Leonid Kuczma powiedział dzisiaj po głosowaniu, że Centralna Komisja Wyborcza (CKW) będzie pracowała sprawniej, niż po pierwszej turze i wyniki drugiej będą znane szybciej. - Jestem przekonany, że tym razem CKW będzie pracowała sprawniej - powiedział. Wstępne, nieoficjalne wyniki wyborów oczekiwane są około północy. Nad przebiegiem głosowania będzie czuwało ok. 4 tys. zagranicznych obserwatorów. W pierwszej turze, która odbyła się trzy tygodnie temu, różnice między głównymi rywalami były minimalne. Wygrał co prawda prozachodni lider opozycji Wiktor Juszczenko, zdobywając 39,87 proc. głosów, ale wyprzedził on Wiktora Janukowycza, obecnego premiera i zwolennika zbliżenia z Rosją, zaledwie o 0,55 proc. głosów. Przed drugą turą niewielką przewagę miał Juszczenko. Ostatnie sondaże zgodnie dawały mu 44 proc. poparcia, zaś jego rywalowi - 37 lub 38 proc. Warto zwrócić uwagę, że sondaże wskazują na spory odsetek niezdecydowanych, których zachowanie przy urnach może mieć decydujący wpływ na rezultat elekcji. Duży psychologiczne znaczenie może tu mieć zwycięstwo lidera opozycji w pierwszej turze. Jednak mimo tego zwycięstwa i sondażowej przewagi Juszczenki, opozycja obawia się, że mniejszą niż 10-procentową różnicę władze są w stanie zniwelować fałszując wybory i stosując naciski administracyjne. Powody do obaw dała opozycji pierwsza tura wyborów. Pierwszą turę wygrała... komisja wyborcza Po pierwszym głosowania wspólna misja OBWE, Rady Europy, Parlamentu Europejskiego i NATO uznała, że wybory nie spełniły standardów wolnej elekcji i są "krokiem wstecz" dla ukraińskiej demokracji. Wskazywali oni na stronniczość mediów i faworyzowanie Janukowycza, a także na utrudnianie działań środowisk opozycyjnych. Wątpliwości dotyczą też samego sposobu przeprowadzenia wyborów i liczenia głosów. Notoryczne były wypadki, kiedy na listach brakowało nazwisk wyborców. Według różnych szacunków, z tego powodu nie mogło oddać głosu od 1 do 3 milionów ludzi. Potem Centralna Komisja Wyborcza zwlekała z ogłoszeniem wyników. Liczenie głosów zajęło jej aż 10 dni. Opozycja twierdzi, że stało się tak po pierwsze dlatego, żeby władze miały czas na zniwelowanie do minimum przewagi Juszczenki. Po drugie zaś przed ogłoszeniem wyników pierwszej tury nie można było wznowić kampanii wyborczej. A ściślej rzecz biorąc - to Juszczenko nie mógł jej wznowić, bo Janukowycz jako urzędujący premier wykorzystał do tego drogę służbową. Poprosił on gubernatorów, aby "wyjaśnili" ludności, że wszystkie obietnice, które złożył przed wyborami szef rządu, nie są tymczasowe i zostaną spełnione. Mieli oni zorganizować zebrania wiejskie i powiatowe, a wszystko to oczywiście mieli robić "nie dla niego osobiście", ale "tak jakby nie było żadnych wyborów". Juszczenko wprost oskarżył władze o sfałszowanie wyników pierwszej tury. Wymachiwał na wiecu w centrum Kijowa protokołami in blanco z dwóch komisji na Żytomierszczyźnie (środkowa Ukraina), które zawierały podpisy członków komisji i pieczęcie. To - jego zdaniem - dowód na to, że władze podmieniały protokoły. "Nie wierzymy władzy, nie wierzymy Centralnej Komisji Wyborczej" - mówił opozycyjny kandydat na 15-tysięcznym wiecu. Atmosfera zaczęła się zagęszczać. Opozycja oskarżała władze o przygotowywanie masowego fałszerstwa wyborczego, a władze zarzucały zwolennikom Juszczenki, że planują rewoltę. Druga tura przy urnach, trzecia - na ulicach Wiadomo bowiem, że w wypadku porażki i podejrzenia fałszerstw Juszczenko łatwo się nie podda. Zapowiedział już, że wezwie swoich ludzi do wyjścia na ulice. "Widzę tylko jeden sposób obrony praw moich wyborców. Jest nim wyjście na ulice i zamanifestowanie niezgody na działania CKW oraz władz" - grozi. Z kolei szef sztabu wyborczego Janukowycza Serhij Tyhypko zasugerował, że odpowiedzią władz może być ściągnięcie do Kijowa górników ze wschodnioukraińskiego Donbasu, który w przytłaczającej większości (ponad 86 proc.) opowiedział się w pierwszej turze za obecnym szefem rządu. "Nie chciałbym, aby nasz sztab musiał się zwracać z prośbą do górników (...) dlatego, że jeśli ich przyjedzie 30-40 tysięcy, to wszystko może zakończyć się źle" - powiedział Tyhypko. "Wykluczam możliwość zastosowania siłowego wariantu zakończenia wyborów, ponieważ społeczność międzynarodowa nie uzna takiej władzy. Z drugiej jednak strony, niestety, jestem niemalże przekonany, że dojdzie gdzieniegdzie do starć ulicznych pomiędzy zwolennikami obydwu kandydatów" - powiedział kijowski politolog Andrij Jermołajew. Opozycja nie wyklucza, że w przypadku masowych fałszerstw władze już następnego dnia po wyborach ogłoszą Janukowycza zwycięzcą i dojdzie do natychmiastowego zaprzysiężenia go w parlamencie. W takiej sytuacji opozycja miałaby przeciwko sobie już nie kandydata na najwyższe stanowisko w państwie, lecz prezydenta Janukowycza ze wszelkimi pełnomocnictwami. Analitycy mówią też o drugim możliwym scenariuszu. Według niego, CKW będzie liczyła głosy przez ustawowe 15 dni po wyborach. Zdaniem opozycji, da jej to "więcej czasu na machinacje". W tym samym czasie może jednak też dojść do poważnych napięć.