W przemówieniu wygłoszonym w prezydenckim pałacu La Moneda, Pinera - jak zauważyli komentatorzy - uderzył w pojednawcze tony. "Czasami wyrażałem się ostro, ale dlatego, że byłem oburzony, widząc zniszczenia i ból, jakie wywołały te akty przemocy" - powiedział. Wcześniej, w niedzielę, Pinera ogłosił w koszarach wojskowych, że kraj "wypowiedział wojnę wandalom", co w części społeczeństwa zostało źle przyjęte. Poniedziałek był kolejnym dniem protestów. Na ulicach i placach Santiago protestowały przeciwko wzrastającym kosztom utrzymania tysiące ludzi. Podczas demonstracji w czasie ub. weekendu, którym towarzyszyły podpalenia sklepów, rabunki i starcia z policją, zginęło 11 osób. Prezydent podkreślił, że zniszczenia są dziełem "małych grup wandali", ale wyrządzone przez nich szkody będą wymagały planu odbudowy, który pochłonie "setki milionów dolarów". Bezpośrednim powodem protestów było podniesienie cen za komunikację publiczną, ale była to tylko iskra, która spowodowała wybuch narastającego niezadowolenia z pogłębiających się nierówności ekonomicznych oraz wzrastających kosztów opieki zdrowotnej, oświaty i niewydolnych systemów emerytalnych.