Jeżeli decyzja zostanie zatwierdzona w maju przez Chicagowską Radę ds. Edukacji, będzie to największa w historii USA likwidacja szkół w pojedynczym okręgu szkolnym. W środę na ulice w centrum Chicago, w godzinach popołudniowego szczytu komunikacyjnego, wyszło - jak oszacowały władze miasta - nawet dwa tysiące ludzi - związkowców wspieranych przez różne organizacje społeczne i rodziców. Podczas protestów doszło do zatrzymania 127 osób, głównie za zakłócanie porządku publicznego, w tym za siedzenie na ulicy i blokowanie wejścia do ratusza. Protest odbył się tydzień po tym, jak chicagowskie kuratorium ogłosiło decyzję o zamknięciu do końca sierpnia 53 szkół podstawowych i jednej średniej. W sumie zamkniętych ma zostać 61 budynków, reprezentujących 10 procent wszystkich publicznych szkół podstawowych w tym mieście. Plan wymaga jeszcze zatwierdzenia przez Chicagowską Radę ds. Edukacji, której członkowie będą głosować w maju. Likwidacja placówek dotknie około 30 tys. uczniów i ponad tysiąc nauczycieli. Kuratorium chicagowskich szkół publicznych (CPS) tłumaczy, że tak drastyczna decyzja jest podyktowana deficytem w budżecie szacowanym na 1 mld dolarów. Na początku mówiono nawet o zamknięciu około 300 szkół. Następnie listę zredukowano do 129, a następnie do 54 placówek. Oczekuje się, że po zamknięciu 53 szkół podstawowych i jednej średniej, uda się zaoszczędzić nawet 560 mln dolarów w ciągu 10 lat. Kurator CPS Barbara Byrd-Benett ogłaszając w ub. tygodniu listę szkół wyznaczonych do zamknięcia, powiedziała, że są to placówki z najmniejszą liczbą uczniów i osiągające najgorsze wyniki nauczania. Z decyzją kuratorium nie zgadzają się związki zawodowe nauczycieli i rodzice dzieci, które wraz z początkiem nowego roku będą zmuszone rozpocząć naukę w nowych szkołach, często w innych dzielnicach miasta. "Ratujcie nasze szkoły" - wznosili okrzyki uczestnicy środkowych protestów w śródmieściu Chicago. Szefowa związku zawodowego nauczycieli Karen Lewis zarzuciła władzom miasta i burmistrzowi Rahmowi Emanuelowi "uprawianie rasistowskiej polityki wprowadzającej podziały". Większość szkół wyznaczonych do zamknięcia znajduje się na zachodzie i południu Chicago, w biedniejszych dzielnicach zamieszkałych głównie przez Afroamerykanów i Latynosów. Wśród 30 tys. uczniów, których dotkną zamknięcia szkół, 90 proc. to dzieci niezaliczane do rasy białej. "To bardzo ciężka i trudna decyzja, ale musi zostać podjęta, by osiągnąć cel, którego chce każdy rodzic i każdy w tym mieście, czyli zapewnienie dzieciom edukacji na najwyższym poziomie" - powiedział burmistrz Rahm Emanuel, były szef kancelarii prezydenta Obamy. Z danych opublikowanych przez biuro burmistrza wynika, że nabór do chicagowskich szkół publicznych spadł o 20 proc. w ciągu ostatnich 10 lat. Władze tego dystryktu szkolnego, zaliczanego do trzeciego co do wielkości w całych Stanach Zjednoczonych, poinformowały, że do 675 szkół uczęszcza obecnie 403 tys. dzieci, a mogłoby się w nich uczyć nawet 511 tys. Stąd ponad 140 szkół nie jest nawet w połowie zapełnionych. W myśl prawa stanu Illinois, po zamknięciu szkoły uczniowie muszą zostać przeniesieni do innych placówek osiągających lepsze wyniki nauczania. Ostateczna decyzja w sprawie zamknięcia szkół zapadnie 22 maja po głosowaniu Chicagowskiej Rady ds. Edukacji. Byłaby to największa w historii Stanów Zjednoczonych likwidacja szkół na tak dużą skalę. W 2008 roku władze Waszyngtonu podjęły decyzję o zamknięciu 23 szkół i zlikwidowaniu kolejnych 15 w ciągu kolejnych dwóch lat.