Rzeczniczka MSW Białorusi Wolha Czemadanawa potwierdziła wykorzystanie środków specjalnych i zaznaczyła, że szczegóły zostaną podane w poniedziałek (16 listopada). Śmierć Bandarenki Ludzie zgromadzili się na potocznie nazywanym Placu Przemian, by uczcić pamięć Ramana Bandarenki, pobitego na śmierć 31-latka. Zgromadzeni - których było ok. pół tysiąca - zostali otoczeni przez milicję, a następnie zaczęły się masowe zatrzymania. Tut.by relacjonuje, że na placu pozostali już tylko milicjanci, którzy usuwali z miejsca pamięci plakaty i kwiaty. Słychać było dźwięk tłuczonych zniczy. W niedzielę w kraju odbywały się akcje pod hasłem "Wychodzę". To odniesienie do ostatnich słów, jakie napisał na czacie Raman Bandarenka, pobity na śmierć. Ludzie zgromadzili się m.in. w znanej z protestów przeciw Alaksandrowi Łukaszence mikrodzielnicy Mińska, nazywanej potocznie Placem Przemian, gdzie w środę wieczorem (11 listopada) zamaskowani mężczyźni zaczęli zdejmować wywieszone tam biało-czerwono-białe flagi, używane przez środowiska opozycyjne. Kiedy Bandarenka coś do nich powiedział, został mocno popchnięty przez jednego z nich, a potem biło go już dwóch mężczyzn. W końcu wsadzono go do mikrobusa i zawieziono na komisariat. Półtorej godziny później karetka pogotowia zabrała go do szpitala. Gdy trafił na salę operacyjną, był już nieprzytomny. Mimo kilkugodzinnej operacji jego stan się nie poprawił i wieczorem w czwartek (12 listopada) zmarł. "Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego" Kiedy ludzie zebrali się w niedzielę na placu, na miejsce przyjechali funkcjonariusze. Użyli granatów hukowych. Świadkowie twierdzili, że słyszeli cztery wybuchy - podaje Tut.by. Według portalu zgromadziło się tam około 500 osób. Ludzie skandowali: "Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego", "Stoimy". Plac został otoczony, a następnie rozpoczęły się masowe zatrzymania, ludzie nie mieścili się w więźniarkach, niektórzy byli zatrzymywani przy użyciu brutalnej siły. Milicjanci usunęli z miejsca pamięci plakaty i kwiaty. Słychać było dźwięk tłuczonych zniczy. "Oczyszczenie" placu zajęło dziewięć minut - podaje Tut.by. Na stale uzupełnianej liście zatrzymanych, zamieszczonej na stronie Wiasny, według stanu z godz. 16.30 w Polsce widnieje ponad 500 nazwisk. Znaczna większość osób została zatrzymana w Mińsku, ale zatrzymania przeprowadzono też m.in. w Bobrujsku, Nowogródku, Witebsku, Homlu, Swietłahorsku, Grodnie, Mołodecznie. Niezależne Białoruskie Stowarzyszenie Dziennikarzy (BAŻ) podało, że zatrzymano tego dnia 17 dziennikarzy. Rząd ściągnął sprzęt specjalny Portal Tut.by informuje, że do Mińska rząd ściągnął sprzęt specjalny i dodatkowe siły. Według serwisu Onliner użyto granatów hukowych i gazu łzawiącego wobec demonstrujących. Reuters podał, powołując się na świadka, że użyto broni gładkolufowej. Tut.by relacjonuje, że bus, w którym byli funkcjonariusze, potrącił w Mińsku mężczyznę, następnie wsadzono go do samochodu i odjechano. Rzeczniczka mińskiej milicji Natalla Hanusiewicz potwierdziła agencji Interfax-Zapad, że doszło do zatrzymań. Rzeczniczka MSW Wolha Czemadanawa potwierdziła wykorzystanie środków specjalnych i zaznaczyła, że szczegóły zostaną podane w poniedziałek. Serwis Nasza Niwa wskazuje, że przez rekordowych osiem godzin w Mińsku były problemy z łącznością przez mobilny internet. Pod wieczór łączność przywrócono. Kilkanaście stacji, które były zamknięte w niedzielę "w celu zapewnienia bezpieczeństwa pasażerów", ponownie otwarto - przekazała administracja metra. To kolejna niedziela protestów po wyborach prezydenckich na Białorusi 9 sierpnia, których wyniki uczestnicy akcji uznają za sfałszowane.