W południe na jednym z centralnych placów miasta rozpoczyna się wiec ponad 1000 uczestników kongresu. Jednak od rana przed pobliska katedrą trwa wielokrotnie większa kontrdemonstracja - przeciw antyislamskiemu kongresowi i na rzecz tolerancji oraz wielokulturowości. Organizatorzy mówią o 40 tysiącach uczestników. - Lewica ściągnęła ludzi z innych regionów, a nawet z zagranicy, by protestowali przeciw naszej inicjatywie - mówi Benrd Schoeppe, radny ugrupowania "Pro Koeln" ("Dla Kolonii"), które zorganizowało Kongres przeciw Islamizacji. Już w piątek grupy demonstrantów z organizacji lewicowych i antyfaszystowskich uniemożliwiły rozpoczęcie kongresu. Statek wycieczkowy, na którym miała odbyć się konferencja prasowa obrzucono kamieniami. Członkowie "Pro Koeln" oraz zaproszeni politycy skrajnej prawicy z Austrii i Belgii przez kilka godzin pływali statkiem po Renie, bo demonstranci blokowali przystanie. - Znam poglądy moich współobywateli Kolonii i wiem, że zgadzają się z prawicą, a w przyszłorocznych wyborach komunalnych "Pro Koeln" uzyska dwa razy więcej głosów, niż poprzednio. Liczymy na 15 procent - dodaje Schoeppe. Bezpośrednim pretekstem do organizacji Kongresu przeciw Islamizacji jest plan budowy wielkiego meczetu w zamieszkanej w dużej części przez imigrantów dzielnicy Ehrenfeld. Prawica uważa meczet za przejaw islamizacji Zachodu. - Nie jestem przeciw islamowi jako religii, ale przeciw islamizmowi. Przeciw temu, że żyjący w Niemczech muzułmanie, nie przyjmują wartości tego kraju. Nie akceptują naszej konstytucji - tłumaczy Klaus Arlt z "Pro Koeln". Przeszkadza mu to, że muzułmanki chodzą w strojach okrywających ciało od stóp do głów, a także, że wielu imigrantów nie zna i nie chce poznać języka niemieckiego. - Powstaje drugie, równoległe do naszego społeczeństwo, a wielki meczet będzie tego przejawem - ocenia Arlt.