"Jeżeli zapada decyzja o umieszczeniu dziecka w rodzinie zastępczej, np. na czas toczącego się postępowania, to ma to być rodzina, gdzie się mówi w języku polskim. Ten postulat bardzo wyraźnie postawiłem w Berlinie i tego oczekujemy, że władze niemieckie to spełnią, nawet jeżeli Jugendamt jest organizacja samorządową" - powiedział w TVP Info Wójcik. W czwartek matki zrzeszone w Polskim Stowarzyszeniu "Rodziców Przeciw Dyskryminacji Dzieci w Niemczech" zaapelowały do polskiego rządu o pomoc w odzyskaniu dzieci odebranych przez Jugendamt. "Chcę głośno mówić, co się stało, bo przeżywamy wielki dramat" - powiedziała jedna z nich podczas konferencji Berlinie. W spotkaniu wzięły udział cztery polskie matki z różnych rejonów Niemiec, którym Jugendamt zabrał łącznie dziewięcioro dzieci. Prezes Polskiego Stowarzyszenia Rodzice Przeciw Dyskryminacji Dzieci w Niemczech Wojciech Pomorski mówił dziennikarzom, że "traktat polsko-niemiecki powinien zostać wypowiedziany, ponieważ nierespektowane są prawa polskich obywateli mieszkających w Niemczech". "Kilkanaście tygodni temu spotkałem się z wiceministrem ds. rodziny w Niemczech. Pojechałem. Dowiedziałem się, że jestem pierwszym ministrem, który od lat przyjechał w tego typu sprawie. (...) W czasie tego spotkania postawiliśmy dwa postulaty. W spotkaniu brał udział również przedstawiciel ambasady polskiej w Berlinie. Pierwszy postulat mówi o tym, że w tego typu sytuacjach w sprawach opiekuńczych dziecko powinno być umieszczane w rodzinie polskiej. Dlaczego? Dlatego, że jest Konwencja Praw Dziecka i artykuł 8, który mówi o tym, że dziecko musi mieć utrzymaną tożsamość, musi być utrzymany język, kultura" - powiedział. Jak tłumaczył, nie wolno doprowadzać do takich sytuacji, w których dziecko, w sytuacjach wątpliwych, kiedy np. jest spór sądowy, czy toczy się postępowanie, jest umieszczane w rodzinie np. niemieckiej, czy tureckiej. "Chcemy, żeby to dziecko, ze względu właśnie na tę tożsamość było umieszczane w rodzinie polskiej. To był pierwszy postulat. Wobec tego zaproponowałem panu ministrowi, że my poprzez nasze placówki dyplomatyczne przygotujemy listę rodzin zastępczych polskich, żeby Jugendamty miały również informacje na ten temat. Na temat osób, które spełniają wymogi Jugendamtu, żeby być rodziną zastępczą" - powiedział. Jak przekazał wiceminister, drugi postulat dotyczył pewnych spraw związanych z Konwencją Wiedeńską. "Żeby dyplomaci polscy mogli uczestniczyć na każdym etapie postępowania, w którym jest obywatel polski, albo jest obywatel o podwójnym obywatelstwie - np. i niemieckim, i polskim. Jeżeli ma obywatelstwo polskie, żeby czuł się lepiej, swobodniej, pewniej, że stoi za nim państwo. A są sytuacje, gdzie niestety niedopuszczany jest na poziomie postępowania wykonawczego np. konsul polski. To jest problem. Postawiliśmy te dwie sprawy" - powiedział. Dodał, że kilka tygodni później odbyło się spotkanie w Monachium, w którym brała udział osoba reprezentująca Ministerstwo Sprawiedliwości. "Mogliśmy się spotkać z przedstawicielami Jugendamtu, gdzie bardzo wyraźnie zasygnalizowaliśmy, że państwo polskie zmieniło politykę w tym temacie i my oczekujemy konkretnie realizacji naszych postulatów" - podkreślił Wójcik. Jak tłumaczył Wójcik, problem Jugendamtu nie jest problem, który dotyczy tylko obywateli polskich. "To jest problem dotyczący obywateli różnych krajów. To są tysiące dzieci odbierane - także obywateli Niemiec od wielu lat. To jest specyficzna organizacja. Tak naprawdę, kiedy rozmawiałem z wiceministrem ds. rodziny w Niemczech, to on też nie ma jakby takiego bezpośredniego wpływu na Jugendamty, gdyż są one organizacjami samorządowymi, i tu zaczyna się cały problem. Czyli: jak wypracować mechanizm, żeby z poziomu federalnego wpłynąć na instytucje samorządowe. To jest podstawowy problem" - ocenił. W Polsce głośne były sprawy rozwiedzionych Polaków mieszkających w Niemczech, którzy skarżyli się, że niemieckie instytucje uniemożliwiały im posługiwanie się językiem polskim w czasie nadzorowanych spotkań z dziećmi. Podobne problemy zgłaszali też rodzice z Francji i Włoch. Jugendamty powstały w latach 20. XX wieku jako instytucja opiekująca się trudną młodzieżą, zdeprawowaną w wyniku wojny. Po dojściu do władzy w 1933 roku naziści włączyli sieć tych placówek do swojego systemu wychowawczego. Obecnie działalność urzędów do spraw młodzieży znajduje się w gestii niemieckich krajów związkowych (landów). W przypadkach zaniedbania dzieci przez opiekunów lub znęcania się nad nimi Jugendamty nierzadko są krytykowane za opieszałość i brak zdecydowania; z drugiej strony zarzuca się im ingerowanie w życie rodzin i naruszanie prywatności.