"Teraz trudno mówić o stuprocentowo pewnych i stuprocentowo wiarygodnych systemach zabezpieczeń, zwłaszcza w kraju takim jak Rosja, który od dziesięcioleci uwikłany jest w konflikt kaukaski. Biorąc pod uwagę prawdziwy amalgamat ludnościowy, jakim jest Rosja, trudno wykluczyć sytuację, że sprawcom udało się pozyskać do współpracy któregoś z pracowników lotniska - na przykład odwołując się do motywacji religijnych, patriotycznych, czy po prostu go korumpując. Mówiąc o eksplozji w hali przylotów mamy dwie hipotezy dotyczące sposobu dostarczenia tam ładunku wybuchowego. Ładunek mógł się znajdować w bagażu podręcznym któregoś z podróżnych, ale jest to mało prawdopodobne - o ile wiadomo ostatni samolot, który tam wylądował, przyleciał z Londynu. Druga hipoteza zakłada, że na lotnisko, do hali przylotów, wniesiono materiał wybuchowy zdając sobie sprawę, o której godzinie występuje tam największe skupienie osób. Podczas poprzednich zamachów w Rosji brak ofiar wśród cudzoziemców był raczej szczęśliwym zrządzeniem losu niż celowym działaniem sprawców, bo były ataki na przykład na metro. Jeśli w tej chwili atak zaplanowano w taki sposób, aby liczba ofiar wśród cudzoziemców potencjalnie mogła być większa niż poprzednio, to wynika z faktu, iż współczesny terroryzm jest gigantycznym teatrem i głównym celem sprawców jest przyciągnięcie uwagi opinii publicznej do sprawy, z którą się identyfikują. Każdy taki spektakularny akt przemocy powoduje jawne lub niejawne podniesienie poziomu gotowości służb odpowiedzialnych za bezpieczeństwo lotnictwa cywilnego. Nie jest do końca prawdą, że Polska jest obszarem skrajnie bezpiecznym. Oczywiście trudno zestawiać zagrożenie obywateli polskich na przykład z Izraelem. Jednakże angażując się w Iraku i Afganistanie daliśmy dość wyraźne sygnały, po której stronie ulokowane są nasze sympatie. Trudno spodziewać się, by organizatorzy tego typu aktów przemocy nie zdawali sobie z tego sprawy".