Parlament należącej do Ukrainy Autonomicznej Republiki Krymu przyjął we wtorek deklarację w sprawie niepodległości, która zostanie ogłoszona, jeśli mieszkańcy półwyspu w zaplanowanym na niedzielę referendum opowiedzą się za przyłączeniem autonomii do Rosji. - Ukraina z całą pewnością powie, że ta deklaracja jest nielegalna, bo rozbija integralność państwa, skoro część składowa chce się odłączyć. Takie plebiscyty się organizuje, ale przecież za wiedzą centrali. Tutaj mamy decyzję tej części separatystycznej, która z góry zakłada, jaki jest wynik referendum i chce temu nadać uzasadnienie prawne, które jest trudne do zbicia, bo pokazuje, że jednak to obywatele decydują - powiedziała prof. Grabowska z Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach. Oceniła, że gdyby niedzielne referendum na Krymie zarządzone było przez władze Ukrainy, sytuacja prawna byłaby "czysta". - W moim odczuciu jest to przykład secesji, kiedy część państwa, bez względu na zakres autonomii, chce się odłączyć od tego państwa - wskazała. Według niej to szalenie skomplikowana sytuacja pod względem prawnym i ocena decyzji parlamentu Krymu uzależniona jest od optyki politycznej, podobnie jak w sytuacji uznania rządu Ukrainy. Zachód uznaje za legalny rząd Arsenija Jaceniuka, Rosja za wciąż legalną uznaje władzę Wiktora Janukowycza - przypomniała. - Rosji trudno obalić wolę parlamentu ukraińskiego, który potwierdził skład rządu Jaceniuka, dlatego sięga ona do argumentów pozaprawnych, chuligańskich, nazywając wszystkich faszystami i operując językiem, który nie ma nic wspólnego z językiem prawa międzynarodowego - wskazała prof. Grabowska. Jak mówiła choć wynik referendum na Krymie jest łatwy do przewidzenia, to już trudniej odpowiedzieć na pytanie, co może wydarzyć się później. "Akceptacja tego stanu faktycznego przez całą Ukrainę? Ukraina mówi, że tego nie zaakceptuje. Zatem co, wojna? Jesteśmy w nieciekawej sytuacji, my wszyscy, jako społeczność międzynarodowa i trzeba by jednak tłumić te zapędy i szukać rozwiązań poza Rosją i poza Ukrainą" - wskazała. - Trzeba wywrzeć na Rosję nacisk, żeby usiąść do stołu i pozwolić także Ukrainie wyjść z twarzą z tego konfliktu. Nie może być tak, że karą za próbę demokratyzacji Ukrainy jest utrata części terytorium tego państwa. To byłby bardzo zły znak dla wszystkich demokracji - podkreśliła. Pytana, na ile pod względem prawnym to, co dzieje się na Krymie może porównać do tego, co jeszcze niedawno działo się w Kosowie, odpowiedziała, że nie da się przyłożyć jednej miary, bo sytuacja faktyczna jest różna. Na Bałkanach, po rozpadzie Jugosławii, trzeba było pogodzić dążenia poszczególnych narodów do samostanowienia, natomiast dążenia Krymu "zostały wygenerowane przez wielkiego sąsiada" - przekonuje. - Ten akt, z którym Rosja wystąpiła, w efekcie po to, żeby Krym zabrać, jest sprzeczny z Kartą Narodów Zjednoczonych. Mówi ona, że nie wolno używać ani grozić użyciem siły w relacjach międzynarodowych. Tu ta groźba użycia siły była ewidentna, zatem to jest sprzeniewierzenie się przez Rosję - stałego członka Rady Bezpieczeństwa - także wartościom, które podpisało to państwo kiedyś, tworząc ONZ - przypomniała. - Wszczęcie takiej awantury w pokojowym świecie to nie tylko zamach na Ukrainę i próba odzyskania Krymu, ale na stabilizację w świecie i to jest groźniejsze niż ten konflikt, który trwa - podsumowała prof. Grabowska.