Na piątek zaplanowano wystąpienia końcowe prokuratora i obrońców. Adwokaci nie są jednak pewni, czy tego samego dnia zostanie ogłoszony wyrok. Korespondent "GW" jest oskarżony o znieważenie i zniesławienie prezydenta Alaksandra Łukaszenki, grozi mu kara do czterech lat więzienia. - Jutro o godz. 10 rano (9 rano czasu polskiego) będzie ciąg dalszy procesu. Będą występować adwokaci i prokurator - powiedział jeden z obrońców Alaksandr Biryłau po czwartkowej rozprawie, trwającej około trzech godzin. Wyjaśnił, że badanie dowodów zostało zakończone. Rozpoczyna się ostatni etap, to znaczy mowy końcowe. Biryłau zastrzegł, że nie wie, czy wyrok zapadnie w piątek. - O tym zdecyduje sędzia - dodał. Poinformował, że wyrok będzie ogłoszony publicznie, choć nie zostanie odczytany w całości. - Sąd nie będzie ogłaszał konkretnie, na jakiej podstawie podjął decyzję, a zostanie odczytana decyzja: czy uniewinnia oskarżonego, czy też uznaje go za winnego i jaką nakłada karę - mówił. Drugi z obrońców Uładzimir Kisialewicz wyjaśnił, że w czwartek przesłuchano ekspertów, którzy sporządzili ekspertyzę artykułów Poczobuta. Jeden z nich jest szefem służb ideologicznych w miejscowych władzach. Poczobut w odczytanym w sądzie wystąpieniu oznajmił, że jest ofiarą prześladowań za swoją działalność polityczną i społeczną. Zgłosił także sześć wniosków, przede wszystkim o wezwanie świadków i politologów białoruskich jako ekspertów. Wnioski przedstawiała też obrona; wszystkie zostały odrzucone - dodał adwokat. Przed budynek sądu przyszło dzisiaj kilkadziesiąt osób, wśród nich działacze nieuznawanego przez władze Związku Polaków na Białorusi (ZPB), rodzina Poczobuta, dziennikarze. Działacze ZPB trzymali w rękach egzemplarz gazety "Głos znad Niemna na uchodźstwie" z tytułem na pierwszej stronie: "Andrzej Poczobut z więzienia: +Nie złamią mnie+". Ludzie śpiewali pieśni religijne, modlili się. Trzecia rozprawa przeciw Poczobutowi odbywała się w katolickie święto Bożego Ciała. Całe zgromadzenie przed sądem filmowali milicjanci w cywilu. Do sądu nie wpuszczono m.in. konsula generalnego RP w Grodnie Andrzeja Chodkiewicza. - Milicjant wytłumaczył mi, że proces jest zamknięty i obserwatorzy nie będą wpuszczani na salę. Przed rozpoczęciem procesu konsulat wystosował pismo z prośbą o możliwość obserwowania procesu polskiego dziennikarza i członka Związku Polaków. (...) Niestety, nie dostaliśmy ani odpowiedzi pisemnej odmawiającej nam udziału, ani nawet informującej o tym, że jest to proces zamknięty - wskazał konsul. W czasie, gdy trwał proces, przed budynkiem sądu zatrzymana została wiceprezes ZPB do spraw kultury Renata Dziemiańczuk. Według ostatnich informacji milicja zarzuca jej udział w odbywającym się bez zezwolenia mityngu. Działaczka ZPB przebywa na jednym z komisariatów w Grodnie i telefonicznie przekazała, że potrzebuje adwokata. Do incydentu doszło około południa (godz. 13 czasu polskiego), gdy Dziemiańczuk przeszła na nieogrodzony teren za budynkiem sądu. Żona Andrzeja Poczobuta, Aksana, domagała się zwolnienia Dziemiańczuk, a także możliwości zobaczenia się z mężem. Doszło do szamotaniny z milicjantem, Poczobut weszła na ogrodzenie sądu. Ludzie klaskali, wykrzykiwali do niej słowa poparcia, a do milicjantów krzyczeli: "Hańba". Potem Aksanie Poczobut obiecano zobaczenie męża, jeśli zgromadzeni, także dziennikarze, opuszczą miejsce incydentu. Ludzie rozeszli się. Po zajściu Aksana Poczobut powiedziała PAP, że pozwolono jej zobaczyć męża z pewnej odległości. - Wygląda normalnie, szedł prosto, nikt nie wykręcał mu rąk. On mnie nie widział, wystarczyło mi to, że ja zobaczyłam jego i że wszystko jest z nim w porządku - powiedziała. Zdaniem Andżeliki Borys, byłej szefowej nieuznawanego przez władze w Mińsku Związku Polaków na Białorusi (ZPB), proces działacza ZPB i korespondenta "Gazety Wyborczej" Andrzeja Poczobuta to atak na polską mniejszość. - To jest uderzenie w polską mniejszość, ponieważ Andrzej Poczobut jest prezesem Rady Naczelnej Związku Polaków, jak również uderzenie w wolne, niezależne media na Białorusi. Władze Białorusi pokazują jednocześnie swój stosunek do polityki władz polskich - powiedziała Borys. Przyznała, że przyszła pod sąd, aby okazać solidarność z Poczobutem. - Moim zdaniem, reakcja Polski, jak i obrona Związku powinna być bardzo stanowcza, bo skoro to dotyczy jednego z liderów, to może się to stać z każdym szeregowym członkiem organizacji - oceniła. Wyjaśniła, że obecnie pracuje nad doktoratem na uniwersytecie w Opolu. Praca "będzie dotyczyła i mojej działalności, i generalnie sytuacji oświaty, bo to jest moja dziedzina, a także sytuacji na Białorusi" - powiedziała była szefowa ZPB. Oceniła, że przebieg procesu to "znęcanie się" nad polską organizacją. - Zarzuty są wyssane z palca, proces się przeciąga. (Rozprawę) zrobiono dzisiaj, w święto Bożego Ciała - zaznaczyła. Jej zdaniem, władzom "od dawna nie podobało się zachowanie Poczobuta" i teraz "w jakimś stopniu znalazły ten słaby punkt, w który można uderzyć". Obecna szefowa ZPB Andżelika Orechwo powiedziała PAP: "Proces odbywa się przy drzwiach zamkniętych, nic nie wiemy o tym, co i jak się dzieje. Wiadomo tylko, że wygląda to raczej jak szopka. Na pewno oskarżenia są bezpodstawne i sąd nie chce, by ludzie i dziennikarze widzieli, co odbywa się na sali sądowej". - Nie spodziewamy się, by to dobrze skończyło się dla Andrzeja - dodała. Również ojciec Poczobuta, Stanisław, oczekuje surowego wyroku. Powiedział mediom, że spodziewa się kary "maksymalnej, może trochę obniżonej". - Państwa-spadkobiercy Związku Radzieckiego karzą zawsze i karzą tak, by inni bali się i nic nie robili. Tutaj o wszystkim decyduje ten, który jest na górze - powiedział Stanisław Poczobut. Poczobut jest oskarżony z dwóch artykułów: o znieważenie i zniesławienie głowy państwa. Grozi mu maksymalna kara do czterech lat więzienia. Sprawa dotyczy ośmiu artykułów dziennikarza w "Gazecie Wyborczej", jednego na opozycyjnym portalu internetowym Biełorusskij Partizan i jednego na prywatnym blogu. Na pierwszą rozprawę 14 czerwca również nie wpuszczono konsula RP oraz żony dziennikarza. Nie wezwano też świadków obrony, wśród których był opozycyjny kandydat w wyborach prezydenckich z 2006 r. Alaksandr Milinkiewicz. Sąd odrzucił także wszystkie wnioski obrony. W obronie dziennikarza wypowiadali się przedstawiciele Unii Europejskiej, Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie (OBWE), polskie władze jak i politycy opozycji. Organizacja obrony praw człowieka Amnesty International uznała Poczobuta za więźnia sumienia.