Kapitanowi grozi do 20 lat więzienia. W środę rano po raz drugi rozpoczęła się rozprawa inauguracyjna, poświęcona kwestiom proceduralnym. Pierwsza, 9 lipca, została po kilkunastu minutach odroczona z powodu trwającego wówczas strajku adwokatów. Proces trwa w gmachu miejscowego teatru, ponieważ sala sądowa nie pomieściłaby adwokatów rodzin ofiar oraz pełnomocników pasażerów z kilkudziesięciu krajów świata. Francesco Schettino jest jedynym oskarżonym w tym procesie. Kilka innych osób z załogi, oskarżonych o przyczynienie się do katastrofy, sądzonych jest w przyspieszonym trybie, gdyż wyraziły one gotowość negocjowania wysokości kary. Taki sam wniosek złożył jeszcze w toku postępowania przygotowawczego obrońca Francesco Schettino proponując wtedy karę 3 lat i 4 miesięcy więzienia. Przed środową rozprawą adwokat zapowiedział ponowne złożenie takiego wniosku. Teraz podniósł wysokość proponowanej kary o miesiąc. Największą sensację wywołała w gmachu teatru, oblężonym przez wysłanników mediów z wielu krajów, obecność młodej kobiety z Mołdawii, Domnicy Cemortan, przyjaciółki kapitana Schettino. Towarzyszyli jej włoscy obrońcy. Kobieta chce, by uznano ją za osobę poszkodowaną w katastrofie statku. To ona, jak wynika z relacji pasażerów, do tego stopnia w wieczór katastrofy 13 stycznia zeszłego roku skupiła na sobie uwagę kapitana wycieczkowca z ponad 4 tysiącami osób na pokładzie, że dużo czasu spędził z nią na mostku kapitańskim i to między innymi jej chciał pokazać uroki toskańskiej wyspy Giglio. Dlatego Schettino podjął tragiczną w skutkach decyzję o podpłynięciu do wyspy. W rezultacie statek wpadł na otaczające ją skały. Olbrzymia jednostka nabrała wody, a potem zaczęła się przewracać. Razem z Mołdawianką, która, jak się później okazało, nie miała biletu na rejs po Morzu Śródziemnym, kapitan statku uciekł z pokładu, gdy trwała na nim jeszcze ewakuacja. W trakcie chaotycznej ewakuacji zginęły 32 osoby. Ciał dwóch ofiar do tej pory nie odnaleziono. Schettino nie czuje się odpowiedzialny za doprowadzenie do katastrofy. Uważa, że to on uratował większość pasażerów dzięki manewrowi, który wykonał. Twierdzi, że gdyby nie jego decyzja o skierowaniu statku w stronę wyspy po uderzeniu o skały, zginęłoby znacznie więcej osób. Prokuratura twierdzi, że nie ma wątpliwości co do jego winy.