Kobieta zarzuca, że Donald Trump "pochwycił" ją, "zmusił do oparcia się o ścianę garderoby, przyszpilił ramieniem i zgwałcił". Były prezydent nazwał jej zarzuty "przekrętem", "żartem" i "kompletnym oszustwem". Carroll pozwała go za rzekomy gwałt i zniesławienie. Domaga się odszkodowania w niesprecyzowanej wysokości. - To niedorzeczne", aby myśleć, że taki incydent mógł się zdarzyć w domu towarowym. (...) Ja - wiecie - bardzo znana osoba... Szczerze mówiąc to hańba, że (taki pozew) może zostać wniesiony - argumentował Trump, zeznając pod przysięgą. Jak podała NBC, nie jest jasne, czy Trump będzie zeznawał osobiście podczas procesu. Milczała przez 20 lat Zgodnie z aktami sądowymi Carroll powiedziała dwóm przyjaciołom o incydencie, który według niej miał miejsce w 1995 lub 1996 roku i trwał od dwóch do trzech minut. Jeden z nich ostrzegł ją, żeby nie mówiła o tym nikomu, bo "dojdzie do katastrofy". - Zapomnij o tym! On ma dwustu prawników. Pogrzebie cię - cytuje Carroll słowa przyjaciela. Stwierdziła, że posłuchała rady, ponieważ "wiedziała, jak brutalny i niebezpieczny może być Trump". Nie wspomniała ponownie o gwałcie przez ponad 20 lat. Powróciła do sprawy w książce, której fragmenty opublikował "New York Magazine" w czerwcu 2019 roku. Ówczesny prezydent Trump wydał wówczas oświadczenie, w którym stwierdził, że "nigdy w życiu nie spotkał tej osoby". - Ona próbuje sprzedać nową książkę - to powinno wskazywać na jej motywację. Powinna być sprzedawana w sekcji fikcja - ocenił, dodając m.in., że fizycznie Carrol nie jest w jego typie.