W polskiej polityce migracyjnej PiS "napina muskuły" i "podsyca obawy" przed nielegalną migracją, ale szef największej partii opozycyjnej Donald Tusk też nie waha się stosować podobnych metod. Tusk kopiuje strategię polityków skandynawskich, którzy wprowadzają populistyczne hasła antymigracyjne do mainstreamu - pisze Karolina Wigura w weekendowym wydaniu niemieckiej "Tageszeitung" (TAZ). "Chociaż polski rząd chełpi się skutecznością bariery wzniesionej na polsko-białoruskiej granicy, to w ostatnim czasie przez Polskę do Niemiec dotarło około 14 tysięcy nielegalnych imigrantów, co jest absolutnym rekordem" - podkreśla Wigura, członkini zarządu Fundacji Kultura Liberalna. Polska korzysta z „bonusa” Jej zdaniem Polska korzysta w polityce migracyjnej z historycznego "bonusa". Pomimo wielkiego materialnego postępu w minionych 30 latach, atrakcyjność Polski w porównaniu do Niemiec jest ciągle jeszcze przeciętna. Kluczowe znaczenie (dla omijania Polski przez imigrantów) ma nie tyle "skuteczna" polityka migracyjna, lecz niskie zarobki oraz zły stan oświaty publicznej i ochrony zdrowia. CZYTAJ RÓWNIEŻ: Niemiecki polityk wzywa do zmian. Powodem migranci Autorka zaznacza, że te kryteria są zmienne. Gdy w Ukrainie wybuchła wojna, Polska okazała się dla milionów ludzi ze Wschodu krajem atrakcyjnym. Przewiduje, że poziom migracji zarobkowej z innych krajów też będzie się zwiększał. Rozwiązanie albo rozpad Strefy Schengen "Czy można rozwiązać ten problem?" - pyta Wigura. Populiści obiecują, że rozwiążą kryzys w mgnieniu oka. Polityczni przeciwnicy populistów przestrzegają natomiast przed prostymi rozwiązaniami. Od lat opowiadają bajki o wzmocnieniu Frontexu - służby granicznej UE. Pomiędzy tymi dwoma frontami znajdują się zwolennicy polityki "twardego środka", jak w przypadku Danii. Nadal brak jest jednak rozwiązania problemu wynikającego z tego, że zrozpaczeni ludzie uciekają przed zbrojnymi konfliktami i biedą - uważa publicystka. "Chować głowę w piasek, jak w Polsce czy innych krajach, można tylko do pewnej granicy. Jeżeli politycy nie znajdą mądrych i długofalowych rozwiązań, to prawdopodobnie w ciągu kilku lat dojdzie do rozpadu strefy Schengen" - ostrzega Wigura na łamach "TAZ". Historyk z Wiednia: zakłamana polityka PiS O problemach z migracją w Polsce pisze też "Die Welt". "W Polsce jest bardzo dużo imigrantów z Nepalu, z Azji Południowo-Wschodniej, a nawet z Bangladeszu. Pomimo całej propagandy rządowej przeciwko muzułmanom potrzebna jest siła robocza" - mówi ekspert do spraw migracji Philipp Ther. Jak podkreślił, władze polskie traktują tych ludzi jak gastarbeiterów i oczekują, że wrócą oni do swoich krajów. "To oczywisty nonsens" - uważa historyk z uniwersytetu we Wiedniu. CZYTAJ TEŻ: Mateusz Morawiecki: Chcemy referendum w sprawie migracji Jego zdaniem w Polsce powtórzy się scenariusz znany z Niemiec z lat 60. i 70. Pracodawcy, którzy przyuczyli obcokrajowców do zawodu i nauczyli ich porozumiewać się po polsku, nie zgodzą się na to, aby za kilka lat wymienić ich na nowych pracowników. Dlatego Niemcy zarzuciły rotację pracowników tureckich. "Polska ulega temu złudzeniu, ponieważ wszystko inne nie pasowałoby do propagandy PiS" - zaznacza Ther. Liberalny rząd a migracyjne przekonania Polaków Polska musi też jego zdaniem konkurować o zagraniczną siłę roboczą z innymi krajami. Dobrze wykształceni Chińczycy, Wietnamczycy czy Hindusi raczej nie przyjadą do Polski. "Dlatego Polska musi sprowadzać ludzi z jeszcze biedniejszych krajów. W tej sytuacji religia przestaje odgrywać decydującą rolę. Wszystko to jest zakłamane i krótkowzroczne" - podsumowuje historyk na łamach "Die Welt". Jego zdaniem tylko liberalny rząd w Polsce mógłby przekonać Polaków, że muzułmanie są na trwałe potrzebni w kraju. Taki rząd mógłby odwołać się do historycznych doświadczeń - Polska, jako jeden z nielicznych krajów, potrafiła we wczesnej epoce nowożytnej zintegrować muzułmanów. Nie udało się to ani Habsburgom, ani carskiej Rosji. Jacek Lepiarz, polska redakcja Deutsche Welle