Wczoraj wieczorem grupa opozycjonistów wtargnęła do budynku administracji prezydenta separatystycznej Abchazji. Zażądali dymisji rządu oraz przedterminowych wyborów prezydenckich. Zarzucili samozwańczemu prezydentowi Aleksandrowi Ankwabowi opieszałość w reformowaniu kraju i niewystarczające działania na rzecz zbliżenia z Rosją. Powołali Rade Koordynacyjną i ogłosili, że przejmują władzę w państwie. Tymczasem Aleksandr Ankwab w wywiadzie dla jednej z abchaskich telewizji oświadczył, że póki co nie uciekł z kraju i kontroluje sytuację. Abchazja to separatystyczny region Gruzji, który przy wsparciu Rosji ogłosił niepodległość. Od 2008 r. w zbuntowanej republice stacjonuje kilka tysięcy rosyjskich żołnierzy. Władze Gruzji domagają się ich wycofania, ale bezskutecznie. Cześć gruzińskich polityków przypomina, że 27 czerwca ich kraj ma podpisać umowę stowarzyszeniową z Unią Europejską. Obawiają się przy tym, że Rosja zechce wykorzystać sytuację w Abchazji do zdestabilizowania sytuacji na granicach Gruzji.