Podkreślił, że "do śledztwa potrzebny jest powód", a obecnie "na razie stwierdzamy, że pacjent jest w śpiączce". "Jeśli zidentyfikowana zostanie substancja i jeśli ustalone zostanie, iż jest to próba otrucia, to wówczas oczywiście będzie to powód do śledztwa" - powiedział Pieskow. Dodał, że otrucie można rozpatrywać tylko jako jedną z wersji wydarzenia i że "jest obecnie również wiele innych wersji medycznych". Wśród takich wersji Pieskow wymienił przyjmowanie niektórych lekarstw i reakcję organizmu na pewnego rodzaju uwarunkowania. "Wszystkie te wersje rozpatrywane były już od pierwszych godzin przez lekarzy w Omsku i specjalistów z Moskwy. Wszystko to już dziesięć razy omawiali i sprawdzali, szukali substancji. Nie udało się. Nie znaleźli, nie widzą tej substancji" - powiedział Pieskow. Dodał następnie: "Może zobaczą ją Niemcy". Pytany o oskarżenia mówiące o możliwym związku Kremla z próbą otrucia Nawalnego, przedstawiciel Kremla nazwał je nieprawdą i "czczą gadaniną", której nie można traktować poważnie. Otrucie? Kreml zaskoczony używaniem tego słowa Dimitrij Pieskow oświadczył, że w poniedziałkowym komunikacie kliniki Charite w Berlinie, gdzie przebywa Nawalny, nie ma "nic nowego". "Nie rozumiemy, na jakiej podstawie nasi niemieccy koledzy tak się spieszą używając słowa 'otrucie'" - powiedział rzecznik Kremla. Pytany przez dziennikarzy o poprzednie tego rodzaju wydarzenia, jak zabójstwo Borysa Niemcowa w 2015 roku i ciężkie zatrucia, których ofiarą padli aktywiści opozycyjni, Władimir Kara-Murza i Piotr Wierziłow, Pieskow uznał, że nie można mówić o żadnej tendencji. "Nie wyodrębniałbym jakiejś tendencji w zabójstwach, które wydarzają się w różnych krajach, osób krytykujących prezydenta Rosji. To nie tak. Nie mogę się z wami zgodzić, że jest to jakaś tendencja" - powiedział rzecznik Kremla. Z Moskwy Anna Wróbel