Tuż po wylądowaniu amerykańskiego prezydenta nadeszły informacje o zabójstwie dwóch policjantów w portowym mieście Karaczi. Według informacji lokalnych władz, stróże prawa patrolowali centrum miasta, kiedy zastrzelił ich nieznany jak dotąd zamachowiec. Wcześniej armia indyjska ostrzelała leżącą po pakistańskiej stronie Kaszmiru niewielką wioskę. Zginęły trzy osoby. Kolejne dwie osoby zginęły, a sześć zostało rannych podczas wybuchu bomby w Karaczi. Jak na razie brak szczegółowych doniesień na ten temat. Incydenty te świadczą o tym, jak bardzo napięta jest sytuacja w Pakistanie. Po dokonanym kilka miesięcy temu przewrocie wojskowym generał Perwez Muszaraf kontynuuje rozprawę ze zwolennikami obalonego premiera Nawaza Szarifa. Dlatego Clintona czeka niezwykle trudne zadanie. Przybył on do Pakistanu, by przekonywać do złagodzenia konfliktu z Indiami oraz namawiać wojskowy reżim do przywrócenia demokracji. Pakistańczycy starannie przygotowali się na powitanie Clintona - przedsięwzięto wielkie środki ostrożności. Żołnierze obstawili ulice, którymi gość z USA przejeżdżał będzie z lotniska. Trasa została także przeszukana przez specjalnie szkolone do wykrywania ładunków wybuchowych psy. Zwykle podróżom Clintona towarzyszy spora ekipa ochroniarzy, ale tym razem jest ona wyjątkowa. Wszystko z powodu ataków terrorystycznych w tym regionie świata. Doszło nawet do tego, iż amerykański przywódca podróżuje nie oznakowanym samolotem, zamiast jak zwykle maszyną z napisem "Stany Zjednoczone". Czas wizyty - zaledwie pięcioipółgodzinnej, a następującej po pięciu dniach pobytu prezydenta USA w Indiach, miał pokazać, że Waszyngton nie jest zadowolony z puczu, w którym gen. Pervez Musharraf obalił w październiku zeszłego roku cywilny rząd premiera Nawaza Sharifa. Przed odlotem z Islamabadu Clinton nie wydał żadnego oświadczenia, ale wcześniej, po rozmowach z Musharrafem, wygłosił krótkie przemówienie telewizyjne do Pakistańczyków. Wyraził w nim ubolewanie z powodu ustanowienia w tym kraju rządów armii i oświadczył, że "lekarstwem na wadliwą demokrację nie jest jej likwidacja, lecz jej ulepszanie". Oficjalne źródła amerykańskie oświadczyły, że wypowiedziane publicznie mocne słowa na temat potrzeby demokracji w Pakistanie miały zapobiec powstaniu wrażenia, iż wizyta, choć tak krótka, jest wyrazem aprobaty dla rządów wojska. Clinton wykluczył mediację USA w sporze o Kaszmir. - Chcemy być czynnikiem sprzyjającym pokojowi, ale nie możemy go narzucać - powiedział. O mediację amerykańską stale zabiega Pakistan, podczas gdy Indie wykluczają udział stron trzecich w uregulowaniu trwającego od 52 lat konfliktu. Po odlocie Clintona gen. Musharraf oświadczył na konferencji prasowej, że armia nie będzie rządzić "dłużej niż potrzeba" i że zapowiedziane kilka dni temu wybory do władz terenowych są pierwszym krokiem ku przywróceniu demokracji. Wysoki rangą urzędnik administracji USA powiedział jednak wcześniej, że podczas spotkania z Clintonem generał nie przedstawił żadnego konkretnego terminarza powrotu do demokracji.