Zarówno Erdogan, jak i Merkel oraz Macron od dwóch tygodni zabiegali o zorganizowanie szczytu, poświęconemu Syrii. Konieczność przeprowadzenia takich rozmów zrodziła się po tym, jak Turcja oficjalnie włączyła się po stronie rebeliantów do działań wojennych w syryjskiej prowincji Idlib, gdzie wspomagana przez wojska rosyjskie armia prezydenta Syrii Baszara al-Asada prowadzi ofensywę. Starcia zbrojne w Idlibie niosły ryzyko bezpośredniej konfrontacji militarnej między Turcją a Rosją, w związku z czym rosyjski prezydent Władimir Putin kilkakrotnie był przekonywany zarówno przez Erdogana, jak i przez Merkel oraz Macrona, do czterostronnego spotkania w sprawie sytuacji w północno-zachodniej Syrii. Kilka dni temu Kreml oficjalnie oświadczył, że nie jest zainteresowany udziałem w rozmowach z udziałem czworga przywódców. Wobec tego idea spotkania została podtrzymana przez prezydentów Turcji i Francji oraz szefową rządu Niemiec. Niewykluczone, że na rozmowy do Stambułu przyjedzie także premier Wielkiej Brytanii Boris Johnson. Napięta sytuacja na granicy turecko-greckiej Erdogan wrócił do kraju z Brukseli, gdzie odbył szereg spotkań z przywódcami Unii Europejskiej, przede wszystkim z przewodniczącym Rady Europejskiej Charlesem Michelem i przewodniczącą Komisji Europejskiej Ursulą von der Leyen. Głównym tematem rozmów były relacje na linii UE-Turcja, natomiast w tle dyskusji przewijał się temat napiętej sytuacji na granicy turecko-greckiej i nasilający się kryzys migracyjny. Po spotkaniach nie wydano żadnego wspólnego oświadczenia. Jedynie Michel na swojej stronie zamieścił informację, że szef unijnej dyplomacji Josep Borrell wraz z tureckim ministrem spraw zagranicznych Mevlutem Cavusoglu utworzą grupę roboczą, która zajmować się będzie umową migracyjną, zawartą w 2016 roku między Turcją a UE. Jak pisze agencja AFP, unijni przywódcy w poniedziałek wezwali Erdogana do "przestrzegania zobowiązań", wynikających z umowy z 2016 r., która w zamian za pomoc finansową dla Turcji przewiduje zatrzymywanie przez nią migrantów pochodzących głównie z Syrii, ale też z Afganistanu czy Iranu. Jednak na pokładzie samolotu lecącego z Brukseli do Ankary Erdogan powiedział, iż Turcja nie rozważa na razie zamknięcia swoich granic z państwami Unii Europejskiej. Ostro skrytykował także środki podjęte przez Grecję, której wojsko wykorzystuje gaz łzawiący i armatki wodne przeciwko migrantom, próbującym przedostać się na teren UE. "To przestępstwo. Będą musieli ponosić za to odpowiedzialność" "To przestępstwo. Będą musieli ponosić za to odpowiedzialność. Moja rada dla Grecji: otwórzcie swoje drzwi. Ci ludzie nie chcą pozostać w Grecji. Pozwólcie im wejść do siebie i wyjechać do innych krajów europejskich" - powiedział Erdogan. Konflikt zbrojny w Idlibie powoduje, że tysiące migrantów z tej prowincji ucieka do Turcji, gdzie próbują wykorzystać deklarację Ankary o otwarciu granic i chcą przedostać się na terytorium Unii Europejskiej. Są jednak zatrzymywani na greckiej granicy, gdzie w ostatnich dniach niejednokrotnie dochodziło do zamieszek. W ostatnich latach Turcja przyjęła 4 mln uchodźców, w tym około 3,6 mln z Syrii, a na mocy umowy z UE z 2016 roku zaostrzyła kontrole graniczne z Europą i zobowiązała się do zatrzymywania migrantów na swoim terytorium. Jednak Ankara od dawna narzeka na brak unijnego wsparcia w opiece nad największą populacją uchodźców na świecie. W zeszłym tygodniu wszedł z życie rozejm w Idlibie, uzgodniony przez Erdogana i Putina. Ma on umożliwić kontynuację rozmów pokojowych na linii Ankara - Moskwa.