"Potrafimy sobie poradzić. (...) Nie martwię się" - oświadczył Asad w wywiadzie nadanym przez syryjską telewizję. Powiedział, że jego siły bezpieczeństwa czynią postępy w tłumieniu trwających od pięciu miesięcy antyreżimowych demonstracji i że jego rząd nie jest zagrożony upadkiem. Asad przypomniał o swych planach reform w Syrii. Zastrzegł, że komitetowi zajmującemu się studiowaniem reform potrzeba co najmniej sześciu miesięcy. Powiedział, że oczekuje wyborów parlamentarnych w lutym 2012 roku. Było to czwarte publiczne wystąpienie Baszara el-Asada od czasu, gdy w połowie marca rozpoczęły się antyreżimowe demonstracje. Syryjski przywódca skrytykował kraje wzywające go do ustąpienia, zarzucając im, że zachowują się, jakby były "panami Syrii". Przestrzegł przed interwencją militarną w Syrii, mówiąc, że ingerowanie przez którekolwiek z państw w syryjskie sprawy wewnętrzne będzie miało "reperkusje". W ostatnich dniach USA i Unia Europejska wezwały Asada do ustąpienia, potępiając go za brutalne tłumienie antyreżimowych demonstracji. USA i UE zaostrzyły sankcje przeciwko reżimowi syryjskiemu. Barack Obama zarzucił reżimowi Asada "rażący brak poszanowania" godności narodu syryjskiego. Podkreślił, że czas już, by naród syryjski sam zdecydował o swoim losie. Zapewnił, że Stany Zjednoczone będą niezłomnie stać po jego stronie. Sekretarz stanu USA Hillary Clinton podkreśliła w czwartek, że w Syrii rozpoczęła się demokratyczna transformacja. Dodała, że reżim Asada odpowiedział na protesty "pustymi obietnicami i przerażającymi aktami przemocy". Także szefowa dyplomacji UE Catherine Ashton podkreśliła, że syryjski reżim nie zareagował na wezwania do powstrzymania brutalnych represji. "Pokazuje to, że reżim syryjski nie chce się zmienić. (...) UE odnotowuje całkowitą utratę legitymizacji Baszara el-Asada w oczach narodu syryjskiego" - napisała Ashton w oświadczeniu, akcentując, iż prezydent Syrii powinien ustąpić. Syryjscy działacze antyreżimowi szacują, że od połowy marca, gdy rozpoczęły się demonstracje, siły bezpieczeństwa zabiły ok. 2 tys. osób.