Po ogłoszeniu przez Compaore'a projektu nowelizacji konstytucji, który miał pozwolić mu na przedłużenie kadencji, w stolicy Burkiny Faso wybuchła gwałtowna fala protestów. Tysiące demonstrantów wtargnęło do parlamentu w stolicy demolując częściowo budynek i parking z samochodami. Policji nie udało się stłumić fali protestujących. Zamieszki wybuchły nie tylko w Wagadugu (stolicy państwa), lecz także w innych częściach kraju. W wyniku protestów, co najmniej trzy osoby zginęły a kilkadziesiąt zostało rannych. Kto za tym stoi? To przywódca opozycji Zephirin Diabre. Mężczyzna zażądał natychmiastowej dymisji prezydenta. Do grupy opozycyjnej dołączył były minister obrony Kougame Logue. To własnie on według protestujących powinien sprawować urząd prezydenta. Zdaniem świadków protestów do grupy demonstrantów dołączyło także kilkudziesięciu wojskowych. Co zrobi prezydent? Blaise Compaore postanowił rozwiązać parlament, zniósł także wprowadzony wcześniej stan wyjątkowy i godzinę policyjną. Prezydent zrezygnował też z planów nowelizacji konstytucji, która umożliwiłaby mu sprawowanie władzy przez kolejne lata. Oświadczył, że póki co pozostanie u władzy jako szef rządu tymczasowego do odbycia się wyborów. Compaore zapowiedział także rozmowy o organizacji demokratycznych wyborów, które miałyby odbyć się przyszłym roku. Reakcja świata Tymczasem demonstranci nie odpuszczają i żądają natychmiastowego ustąpienia prezydenta. Sekretarz Generalny ONZ Ban Ki-moon wezwał o natychmiastowe zaprzestanie przemocy. Również minister spraw zagranicznych Francji potępił przemoc. Nie bez przyczyny, Francja była kiedyś kolonialną potęgą. Pomoc zapowiedziała także Unia Afrykańska, która zobowiązała się do wysłania wojsk, które miałyby zaprowadzić porządek w stolicy Burkiny Faso.