Dzień po powrocie z wyprawy do Tbilisi, prezydent spotkał się z dziennikarzami "Newsweeka", aby przedstawić swą wersję wydarzeń w Gruzji. - Agresor, czyli Rosja, demokracji w naszym rozumieniu nie uznaje, ma też ogromne trudności w uznaniu suwerenności słabszych sąsiadów. Jest związek między sytuacją Gruzji i sytuacją Polski, jeśli nie dziś to za 10 czy kilkanaście lat - wieszczy Lech Kaczyński. Dlatego - przekonuje - tak jednoznacznie zaangażował się po stronie Gruzinów. Nie sądzi pan, że mogło być tak, że prezydent Saakaszwili sprowokował ten konflikt na użytek wewnętrzny? Jego notowania słabły - zauważa "Newsweek". - Można kwestionować wszystko i odrzucać zdrowy rozsądek. Dzisiejsze władze Rosji potrafią dywagować o agresywnych planach nawet państw jeszcze dużo mniejszych niż Gruzja - przekonuje prezydent. "Newsweek": My po prostu pytamy, czy w tym konflikcie dostrzega pan także winę Gruzinów. Winę za ten konflikt ponosi Rosja, to ona jest agresorem. Prezydent krytykuje także gruzińską wyprawę prezydenta Francji Nicolasa Sarkozy, który negocjował porozumienie między Moską a Tbilisi. - Uważam, że ta misja powinna być znacznie szerzej skonsultowana, przynajmniej z zainteresowanymi krajami: Polską, Litwą, Łotwą, Estonią. A w istocie ona była konsultowana tylko w Moskwie - mówi prezydent. - Nie uwzględniono w przyjętych punktach sprawy integralności Gruzji. To się dziś mści. Raz jeszcze się okazało, że o tym co dzieje się w UE, decyduje Paryż i Berlin, czasem także Londyn. Nie można się na to zgodzić. Prezydent jest także oburzony wypowiedziami premiera, który krytykuje go za wypowiedzi w Tbilisi. - Mam kłopot z odpowiedzią na pytanie, jakie są cele polityki zagranicznej rządu. Po prostu tego nie wiem. Nie rozumiem, dlaczego niszczone są budowane od dłuższego czasu bardzo dobre stosunki na wschodzie. Gdy w czasie inwazji na Gruzję premier chce zabiegać o dobre stosunki z Rosją, to mnie to martwi. Cały wywiad już w najnowszym numerze "Newsweeka".