Ustawa była ostro krytykowana przez społeczność międzynarodową. Powołuje ona m.in. wpływową Radę ds. Mediów, wybieraną przez parlament, która ma prawo nakładać na media wysokie kary za "niezrównoważone politycznie" publikacje. CZYTAJ KONIECZNIE: Kaczyński jak Orban? Wicepremier i minister sprawiedliwości Węgier Tibor Navracsics wystosował w czwartek list do wiceprzewodniczącej Komisji Europejskiej Neelie Kroes, w którym zapewnia, że ustawa "zdaje test wszystkich europejskich wartości". Podkreśla, że każdy element ustawy można znaleźć w prawodawstwie innych państw członkowskich, a krytyczne uwagi na jej temat wynikają z pobudek politycznych. Navracsics zapowiedział, że w ciągu tygodnia wyśle pani Kroes odpowiednie tłumaczenie angielskie ustawy. Poprosił, by uważnie je przeczytała i na jego podstawie sformułowała konkretne pytania. Jak obiecał, władze węgierskie odpowiedzą na nie niezwłocznie. OBWE ostrzegła w zeszłym tygodniu, że ustawa - jeśli będzie niewłaściwie stosowana - "może uciszyć krytyczne media oraz debatę publiczną w kraju". Amnesty International oceniła natomiast, że "dowolność interpretacyjna tej ustawy jest zbyt duża i umożliwia ingerencję polityczną w koncepcję wydawniczą mediów". Niemcy zaapelowały w czwartek o wprowadzenie poprawek do ustawy. - Musimy zapewnić zagwarantowanie w Unii Europejskiej podstawowych praw, a wolność prasy do nich należy. Jeśli są jakieś wątpliwości, należy je usunąć - powiedział wiceminister spraw zagranicznych Niemiec Werner Hoyer. - Zakładam, że rząd węgierski nie powiedział jeszcze ostatniego słowa w tej sprawie. Byłoby świetnie, gdyby ta kwestia została szybko załatwiona - dodał. Premier Węgier Viktor Orban oznajmił 24 grudnia, że "nawet nie zamierza" wprowadzać poprawek do ustawy. "Nie będziemy się bać żadnych krytyk, nawet licznych krytyk ze strony Europy Zachodniej czy z jeszcze dalej leżących państw" - powiedział.