O tym, że ma zostać prezydentem, Joachim Gauck dowiedział się jadąc taksówką. Podczas krótkiej rozmowy telefonicznej 19 lutego 2012 roku kanclerz Angela Merkel zaproponowała mu objęcie najwyższego urzędu w państwie, prosząc, by jak najszybciej zjawił się w jej gabinecie. "Okay, zgadzam się. Wykonam zadanie" - brzmiała krótka, zdecydowana odpowiedź, którą przytacza autor biografii Gaucka - Norbert Roberts. Miesiąc później, 18 marca 2012 roku, Zgromadzenie Federalne wybrało byłego szefa urzędu do spraw akt służby bezpieczeństwa (Stasi) dawnej NRD na prezydenta Niemiec. Gauck objął stanowisko w trudnym momencie, po dwóch zaskakujących dymisjach, które poważnie nadwyrężyły prestiż urzędu prezydenta. W lecie 2010 roku ze stanowiska zupełnie nieoczekiwanie zrezygnował Horst Koehler, a w lutym 2012 roku do dymisji podał się jego następca Christian Wulff, po wdrożeniu przeciwko niemu śledztwa w związku z podejrzeniem o korupcję. W Niemczech pojawiły się głosy, że urząd prezydenta, którego istotą są funkcje reprezentacyjne, jest niepotrzebny i należałoby go zlikwidować. Wystarczył rok, by urząd prezydenta odzyskał dawny blask. Gospodarz pałacu Bellevue wyprzedził pod względem popularności nawet Angelę Merkel. Z sondażu opublikowanego w najnowszym wydaniu tygodnika "Stern" wynika, że aż 77 proc. Niemców jest zadowolonych z pracy pierwszej osoby w państwie. Pozytywne, choć wyraźnie gorsze wyniki przynosi ankieta zamieszczona w sobotę w tabloidzie "Bild" - 51 proc. pytanych wyraziło zadowolenie z prezydentury Gaucka, 21 proc. oceniło jego działalność negatywnie. Ponad połowa uczestników ankiety zgodziła się z opinią, że Gauck jest prezydentem utrzymującym bliski kontakt z obywatelami. Na tę zaletę głowy państwa zwraca uwagę także biograf prezydenta Roberts. Jego zdaniem, dzięki temu udało mu się odzyskać ich zaufanie. "Słowo jest jedynym instrumentem, którym dysponuje prezydent, a niewiele osób potrafi tak dobrze i sugestywnie przemawiać" - mówi autor biografii. Wolność, odpowiedzialność, prawa człowieka i Europa - to kluczowe tematy pojawiające się w przemówieniach bezpartyjnego polityka, który sam siebie nazywa lewicowo-liberalnym konserwatystą. Do najczęściej pojawiających się w jego wystąpieniach wątków należą apele o obywatelską aktywność. "Nie można być tylko +użytkownikiem+ i czerpać informacji o świecie z komputera, telewizora czy gazet. To nie wystarczy" - powiedział niedawno w wywiadzie dla "Der Spiegel". "Życie to coś więcej niż tylko konsumpcja. Angażujcie się" - apeluje do młodzieży 73-letni bezpartyjny polityk. Pod koniec lutego w swoim pierwszym programowym przemówieniu wzywał do większego zaangażowania na rzecz Unii Europejskiej, zapewniając, że "więcej Europy nie oznacza Europy niemieckiej, lecz europejskie Niemcy". Były wschodnioniemiecki dysydent nie kryje też swego dystansu do krajów o systemach autorytarnych - Rosji i Chin. Nieprzypadkowo pierwszym krajem, który odwiedził Gauck zaraz po objęciu urzędu, była Polska. To był "wybór serca" - tłumaczył swoją decyzję. Chwalił Polskę jako "europejski kraj wolności" i ujawnił, że w jego mieszkaniu wisi plakat "W samo południe" z czasów polskiej kampanii przed wyborami 4 czerwca 1989 r. Wizyta w Polsce na początku kadencji nie była odosobnionym epizodem, a propolskich akcentów nie brakowało w minionych dwunastu miesiącach. Przy okazji spotkania z Bronisławem Komorowskim i Giorgio Napolitano w listopadzie w Neapolu Gauck zbulwersował niemiecką opinię publiczną, mówiąc, że "Polacy są bardziej pracowici niż Niemcy". Podbudowana liczbami opinia wywołała krytyczne komentarze niemieckich mediów. Przeprowadzony na zlecenie tygodnika "Focus" sondaż wykazał, że dwie trzecie Niemców nie zgadza się z opinią prezydenta. O "drażliwym porównaniu" pisał dziennik "Frankfurter Allgemeine Zeitung". Gazety przytaczały opinie oburzonych obywateli Niemiec, którzy wypowiedzią prezydenta poczuli się obrażeni. "To była bardzo przemyślana wypowiedź, skierowana przeciwko pokutującym ciągle jeszcze, szczególnie w Niemczech wschodnich, negatywnym stereotypom na temat Polaków" - mówi Cornelius Ochmann, ekspert ds. Europy Środkowej i Wschodniej Fundacji Bertelsmanna. Ochmann przypomina, że propaganda NRD reaktywowała w latach 80. pruski stereotyp "polskiej gospodarki" jako synonimu niegospodarności, a zastosowane wobec obywateli NRD "pranie mózgów" pozostawiło trwałe ślady w sposobie myślenia. Zdaniem Ochmanna, Gauck świadomie podkreśla przy każdej okazji polskie umiłowanie wolności, przeciwstawiając je niemieckiemu kultowi równości i sprawiedliwości społecznej. Gdy uważa to za konieczne, Gauck nie waha się głosić niepopularnych haseł - płynąć pod prąd głównego nurtu niemieckiej opinii publicznej. Inicjatorom debaty o rzekomym seksizmie Niemców zarzucił "obłęd na punkcie cnoty", który nawet pastorowi wydaje się przesadny. Publicznie zastanawiał się też, czy Izrael jest rzeczywiście elementem racji stanu Niemiec, jak chce tego kanclerz Merkel. Obywatele cenią odwagę prezydenta do poruszania kontrowersyjnych tematów. "Na każdym spotkaniu ludzie proszą, bym nadal ostro formułował swoje poglądy" - mówi Gauck. Z Berlina Jacek Lepiarz