Prezydent powiedział we wtorek wieczorem w rozmowie z TVN24, że teren, który odwiedził z prezydentem Gruzji Micheilem Saakaszwilim to był "teren, który nie był zajęty przez Rosjan przed 7 sierpnia, a teraz jest". - Z materiału dyplomatycznego, którego nie mogę tutaj dokładnie opisywać, wynika, że był to po prostu rosyjski posterunek kontrolny na terytorium, które było kontrolowane przez władze w Tbilisi przed 7 sierpnia tego roku - dodał. W opinii L. Kaczyńskiego, sytuacja w Gruzji dowodzi, że Rosjanie są tam, gdzie nie powinno ich być zgodnie z sześciopunktowym planem pokojowym wynegocjowanym przez francuskiego prezydenta Nicholasa Sarkozy'ego. - Na tym polega istota problemu. Rosjanie, także niektórzy ich poplecznicy twierdzą, że oni wykonali 6-punktowe porozumienie. Oczywiście oni jego nie wykonali - powiedział L. Kaczyński. - Nie dotrzymali umów i twierdzenia inne są twierdzeniami wynikającymi z filozofii: po pierwsze - ustępować Rosji, po drugie - ustępować Rosji, po trzecie - ustępować Rosji i po czwarte - ustępować Rosji - uważa prezydent. L. Kaczyński przyznał, że był "lekko zaskoczony", że w trakcie incydentu funkcjonariusze Biura Ochrony Rządu nie byli przy nim. Podkreślił jednak, że nie ma zastrzeżeń do ich pracy. - Moi BOR- owcy spisali się dobrze - ocenił. Dodał, że "walczyli", żeby dostać się na początek kolumny, gdzie znajdował się samochód, którym on podróżował wraz z gruzińskim prezydentem. - Zawsze mam koło siebie swoich BOR-owców - powiedział prezydent. - Wtedy byłem nawet lekko zaskoczony, że ich tak ustawiono. Oni interweniowali. Wszystko działo się bardzo szybko - relacjonował prezydent. Jak przyznał, "być może w jakimś przypadku", strona gruzińska "zawaliła" sprawę ochrony. Prezydent pytany czy rozmawiał z oficerami BOR, o tym, że to strona gruzińska go ochrania powiedział: "Nie było takiej rozmowy". L. Kaczyński potwierdził, że polscy funkcjonariusze zostali "umieszczeni na końcu kolumny" i - jak podkreślił - nie miał z nimi łączności. Dodał, że szef ochrony usiłował się z nim skontaktować, ale "źle działał telefon komórkowy". Jego zdaniem, że oficerowie BOR "nie mieli obowiązku być przygotowani na tego rodzaju zdarzenie". - Gdyby polska ekipa była przygotowana na takie zdarzenie (...) boję się, że wylądowałbym na ziemi, a nie bardzo lubię, a taka jest procedura - dodał. W opinii L. Kaczyńskiego, istniałoby wtedy także ryzyko wymiany ognia z napastnikami, a wtedy - jak ocenił - "zginęliby ludzie". L. Kaczyński pytany był też o krytyczne opinie b. prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego o jego wyprawie nad granicę gruzińsko- osetyjską. - Głęboko się z nim nie zgadzam tutaj. Myślę, że tutaj wchodzą w grę różne elementy. Po pierwsze być może prezydent Kwaśniewski by tam nie pojechał. Robił inne oryginalne rzeczy w trakcie swojej prezydentury - mówił L. Kaczyński. Dopytywany o czym myśli, prezydent odparł: "to sam pan dobrze wie, nie będę przypominał, ale wszyscy przecież wiedzą". - Natomiast na takich granicach nie bywał. Tyle. Ja naprawdę nie chcę być złośliwy i nie chcę niczego przypominać - dodał.