- Nie było żadnej instrukcji rządu. Premier zapowiadał spotkanie (...); do spotkania nie doszło, choć mój telefon nie jest tak trudno dostępny jak pana premiera - dodał prezydent. Wyjaśnił, że "dwa zdania ministra Sikorskiego" nie są dla prezydenta instrukcją, już nie mówiąc o tym, że słowo "instrukcja" wobec najwyższego przedstawiciela Rzeczypospolitej jest co najmniej niestosowne". - Wielokrotnie deklarowałem chęć rozmowy, wielokrotnie deklarowałem też, że nie mam nic przeciwko temu, żeby pan premier mi tu towarzyszył - dodał prezydent. Lech Kaczyński zaznaczył, że "kandydatura Polski tym razem jeszcze nie była realna", ale - jego zdaniem - następny sekretarz generalny musi być z Polski. Prezydent zwrócił uwagę, że polski rząd nie przedstawił żadnej kandydatury: "Premier Rasmussen przez długi czas unikał jednoznacznych wypowiedzi, choć od kilkunastu dni było wiadomo, że jest nie tylko oficjalnym kandydatem, ale że korzysta z poparcia największych mocarstw". Dodał, że choć wyborowi Rasmussena sprzeciwiała się Turcja - m.in. z powodu kurdyjskiej telewizji działającej w Danii - "klucz był w ręku prezydenta Stanów Zjednoczonych. W tej sytuacji było rzeczą oczywistą, że w sytuacji 27 do jednego, się nie wygrywa". Sukces Polski Szczyt NATO jest sukcesem Polski - ocenił prezydent. - Polska odniosła sukces, bo wyszła w przyjaźni z człowiekiem, który, co było oczywiste, zostanie sekretarzem generalnym NATO - zaznaczył. Jak powiedział, zdawał sobie sprawę, że po tym jak Polska nie wzięła udziału w szczycie G-20, będzie próba obciążenia go odpowiedzialnością za, "w sposób bardzo niekonsekwentny prezentowaną, kandydaturę ministra Sikorskiego". - Kanadyjczycy i Bułgarzy jednak złożyli swoje kandydatury - zaznaczył. Dodał, że gdyby Turcja zdecydowała się zablokować kandydaturę Rasmussena "wtedy byłoby oczywiste, że piłka byłaby z powrotem w grze". L.Kaczyński podkreślił, że "zamienił klika słów" z prezydentem USA Barackiem Obamą i kanclerz Niemiec Angelą Merkel. - Myślę, że poprawiły się nasze relacje z panem prezydentem Sarkozym - dodał. Prezydent zaznaczył, że wielokrotnie deklarował, że nie ma nic przeciwko temu, żeby premier uczestniczył razem z nim w szczycie NATO. Przypomniał, że razem swoje kraje reprezentowali m.in. prezydent i premier Chorwacji, Albanii i Czech. Spotkanie z Obamą Lech Kaczyński ocenił, że zaplanowane na niedzielę w Pradze spotkanie jego i premiera Donalda Tuska z Barackiem Obamą, powinno odbyć się "między prezydentem i prezydentem". Zapowiedział, że będzie przekonywał prezydenta USA do tarczy antyrakietowej. - Uważam, że lepiej, aby jutrzejsza rozmowa odbyła się z panem Obamą w składzie jednoosobowym. W wąskim towarzystwie można sobie dużo więcej powiedzieć. Taki już jest świat - oświadczył L.Kaczyński. - Prezydent Obama należy do ludzi, którzy potrafią słuchać. To wspaniała cecha polityka, szczególnie gdy zaczyna pracować na stanowisku, które jest w istocie najważniejsze na świecie - dodał. Polityka to nie stosunki towarzyskie Prezydent był pytany o to, jak - w związku z nieporozumieniami między nim i rządem przy poparciu kandydata na szefa NATO - wyobraża sobie niedzielne spotkanie z prezydentem USA, na którym ma być również obecny premier Tusk. - Oczywiście w polityce atmosfera też ma pewną cenę. Jeżeli ktoś czterdzieści razy mówił, że nie powinniśmy nigdzie być razem, bo to osłabia pozycję, a nagle mamy być razem - to mnie to trochę dziwi - oświadczył. Wyjaśnił, że premier Tusk wielokrotnie powtarzał mu, iż ich wspólne spotykania z osobami trzecimi - z obcych państw - "nas upokarzają". - Jeżeli premier gwałtownie zmienił zdanie, to gotów jestem na ten temat porozmawiać - mówił. - Polityka to nie są stosunki towarzyskie - zaznaczył. - Wszystko jedno, co się jutro zdarzy, i tak będę przekonywać pana prezydenta Obamę do tarczy antyrakietowej. (...) Pan prezydent zapewniał już o swojej chęci brania pod uwagę bezpieczeństwa Polski - dodał. Podkreślił, że "zamienił już kilka zdań" z prezydentem Obamą i miał "jak najlepsze wrażenia".