Na Wall Street prezydent wystąpił z przemówieniem przed słuchaczami z kręgów wielkiego biznesu. Po wystąpieniu pojawił się niespodziewanie na parkiecie, wywołując niezwykłe zamieszanie w miejscu, gdzie trudno sobie wyobrazić jeszcze większy chaos. W swym przemówieniu prezydent ostrzegł zarządy wielkich spółek, że informacje o ogromnych pensjach i dodatkach wypłacanych dyrektorom podważają zaufanie do biznesu. Bush podkreślił, że rząd nie decyduje o wynagrodzeniach przedsiębiorców, ale płace powinny zależeć od tego, czy firma odnosi sukces i przynosi zyski akcjonariuszom. - Powinniście pokazać światu, że amerykańskie firmy są wzorem przejrzystości i dobrego zarządzania - mówił prezydent. Jednak na jego słowa na temat zarobków słuchacze odpowiedzieli zupełnym milczeniem.