Prezydent Brazylii Jair Bolsonaro wycofał się publicznie z oskarżeń Sądu Najwyższego i Najwyższego Trybunału Federalnego o przekroczenie kompetencji i stronniczość i wezwał do "umiaru" swych najbardziej radykalnych zwolenników. "Należy zachować spokój, nie wolno stawiać spraw na ostrzu noża: wszystko albo nic" - brzmi apel prezydenta do jego najbardziej radykalnych stronników, którzy podczas rocznicowych pochodów w stolicy, Brasilii i w Sao Paulo szykowali się do "marszu" na siedziby Sądu Najwyższego i Najwyższego Trybunału Federalnego. Apel prezydenta pojawił się w sobotę na czołówkach wszystkich brazylijskich dzienników i portali. Jair Bolsonaro zwrócił się również z apelem o zaprzestanie strajku i blokad drogowych do swych licznych zwolenników wśród kierowców tirów, którzy sparaliżowali ruch drogowy w wielu punktach Brazylii. Protestujący domagali się od prezydenta, aby "rozprawił się z sądami", które próbują go ścigać za "rzekome przekraczanie prawa" i "rozpowszechnianie nieprawdziwych wiadomości". Nawiązywali w ten sposób m.in. do konfliktu między najwyższymi organami wymiaru sprawiedliwości, a szefem państwa, który przed przyszłorocznymi wyborami prezydenckimi stanowczo zażądał rezygnacji z obowiązującego od kilku lat głosowania elektronicznego jako "niewiarygodnego" i powrotu do "wyborów kopertowych", co umożliwiałoby "publiczne liczenie" oddanych głosów. Bolsonaro może przegrać wybory Media brazylijskie wiążą ten spór z najnowszymi wynikami sondaży dotyczących przyszłorocznych wyborów prezydenckich, które zapowiadają przegraną Jaira Bolsonaro. Według tych sondaży Bolsonaro, oskarżany o zlekceważenie zagrożeń związanych z pandemią COVID-19 i współodpowiedzialność za pogarszającą się sytuacją gospodarcza kraju, może liczyć na uzyskanie zaledwie 24 proc. poparcia w wyborach. Jako ich faworyt utrzymuje się wciąż były lewicowy prezydent Luiz Inacio Lula da Silva. Prezydent Bolsonaro, przemawiając w piątek do niewielkiej grupy swych zwolenników zgromadzonych przed Pałacem Prezydenckim, zaapelował: "Wtorek, dzień obchodów rocznicowych, był naszym wielkim dniem, ale teraz wróćmy do normalności, wymaga tego gospodarka". A nawiązując do strajku kierowców tirów, Jair Bolsonaro dodał: "Uderza on w ludzi, komplikuje sytuację gospodarcza i pogłębia inflację". Zwolennicy wściekli Odpowiedzią na te słowa prezydenta Brazylii stały się niezliczone ataki na niego, jakie pojawiły się na Twitterze ze strony jego dotychczasowych zwolenników. "Być może Bolsonaro podpisał kapitulację" - skomentował zmianę stanowiska szefa państwa jeden z głównych publicystów obozu prezydenckiego, Rodrigo Constantino. Na zwrot w postawie prezydenta mogła wpłynąć krytyka jego konfliktu z władzą sądowniczą ze strony brazylijskiego episkopatu. Krajowa Konferencja Biskupów Katolickich Brazylii w komunikacie ogłoszonym w dniu obchodów 199 rocznicy niepodległości kraju zaapelowała do wiernych, aby "nie dali się przekonać temu, kto dokonuje napaści na władzę ustawodawczą i sądową". Przewodniczący konferencji biskupów, abp Walmor Oliveira de Azevedo, wezwał Brazylijczyków: "Niezależnie od swoich przekonań polityczno-partyjnych nie powinieneś godzić się na agresję wobec instytucji, na których opiera się demokracja". "Nie było intencją prezydenta dokonanie zamachu stanu" W oczywistej intencji uspokojenia sytuacji politycznej w kraju szef prezydenckiego gabinetu bezpieczeństwa instytucyjnego, minister Augusto Heleno, wygłosił w piątek wieczorem dłuższe oświadczenie, w którym zapewnia: "Nie było intencją prezydenta Jaira Bolsonaro dokonanie zamachu stanu". "Nasz prezydent - w istocie rzeczy - ma znakomite wyczucie polityczne. Pragnie zachowania niezależności instytucji narodowych, harmonii organów władzy, pokoju i demokracji".