"Obóz imperialistyczny sądzi, że może wydawać Wenezueli rozkazy, podczas gdy rozkazywać może wyłącznie suwerenny naród wenezuelski" - oświadczył Maduro w telewizji państwowej VTV. "Naród nie zaakceptuje gróźb. Naród się przygotowuje, by dać odpór prawicowej, faszystowskiej próbie narzucenia mu swej woli" - dodał. Słowa te zostały odebrane jako komentarz głowy państwa do wypowiedzi prezydenta USA Donalda Trumpa, który w poniedziałek ostrzegł Maduro, że "Stany Zjednoczone nie będą się biernie przyglądać upadkowi Wenezueli" i w przypadku przeprowadzenia przedterminowych wyborów oraz zmian w ustawie zasadniczej nałożą na ten kraj sankcje gospodarcze - zauważa w komentarzu agencja Reutera. "Jeśli reżim Maduro przeprowadzi 30 lipca wybory do Zgromadzenia Konstytucyjnego, to USA podejmą natychmiastowe i zdecydowane działania gospodarcze" - powiedział w ubiegłym tygodniu Trump. Opozycja zjednoczona w Koalicji na rzecz Jedności Demokratycznej (MUD), która w ubiegłym tygodniu zorganizowała w Wenezueli 24-godzinny strajk generalny, wezwała w niedzielę wyborców do bojkotu zaplanowanych na 30 lipca wyborów. Stojący na czele MUD, Freddy Guevara, który jest zarazem wiceprzewodniczącym parlamentu, oświadczył podczas konferencji prasowej, że "walka narodu wenezuelskiego będzie kontynuowana". Oprócz bojkotu opozycja planuje - jak zaznaczył - ogłoszenie w środę i w czwartek kolejnego strajku generalnego w stolicy kraju, Caracas. "Nasz opór ma polegać na nieposłuszeństwie obywatelskim bez użycia siły i przemocy, ale niech nikt nie myśli, że damy się zniewolić bez walki" - podkreślił Guevara. "To nie jest właściwy moment, aby się poddawać czy wpadać w panikę. Najbliższe dni będą mieć kluczowe znaczenie dla przyszłości naszego kraju" - dodał. Opozycja ma w planach również organizację w piątek wielkiego marszu w stolicy, który ma skłonić prezydenta Maduro do wycofania się z kontrowersyjnego projektu zmian legislacyjnych. Podczas czwartkowego strajku generalnego, którego głównym organizatorem była MUD, doszło do zatrzymania przez żandarmerię rekordowej liczby 367 demonstrantów. W aresztach przebywa wciąż około tysiąca opozycjonistów. W czasie strajku z rąk policji zginęło dwóch jego uczestników i tym samym liczba śmiertelnych ofiar w ciągu stu dni antyrządowych demonstracji wzrosła do 103 osób. Opozycja ocenia wybory do Konstytuanty, wyznaczone na 30 lipca, jako próbę "konsolidacji dyktatury" w Wenezueli. Mają one wyłonić spośród 6 tys. kandydatów wytypowanych przez rządzącą Zjednoczoną Partię Socjalistyczną Wenezueli (PSUV) 545 deputowanych, których głównym zadaniem będzie dokonanie w szybkim tempie zmiany konstytucji w celu przeprowadzenie nowych wyborów do parlamentu. Maduro i jego najbliżsi współpracownicy, prawdopodobnie zaniepokojeni głosami we własnych szeregach na temat "odchodzenia partii rządzącej od ideałów społecznej rewolucji boliwariańskiej" zmarłego prezydenta Hugo Chaveza, odbywają w całym kraju liczne spotkania ze zwolennikami rządu. Podczas tych spotkań Maduro powtarza, iż udział w wyborach do Zgromadzenia Konstytucyjnego, to "bezdyskusyjny obowiązek" wszystkich członków partii i pracowników sektora państwowego. Jak podaje agencja AFP ponad 70 proc. Wenezuelczyków sprzeciwia się planom zmian w systemie trójpodziału władzy i samej idei zwołania konstytuanty. Takie są rezultaty badań opinii społecznej przeprowadzone przez pracownię sondażową Datanalisis. Zdaniem zwolenników prezydenta dzięki nowej konstytucji uda się doprowadzić w kraju do stabilizacji gospodarczej i pokoju. Jednak opozycja sądzi, że celem działań rządu jest reorganizacja organów państwowych bez udziału Zgromadzenia Narodowego; wenezuelski parlament to jedyna kontrolowana obecnie przez opozycję instytucja państwowa. Wenezuela zmaga się obecnie z największym od dekad kryzysem gospodarczym i politycznym; występują dotkliwe braki nawet najbardziej podstawowych towarów, a inflacja bije światowe rekordy.