W wystąpieniu poprzedzającym wieczorne głosowanie nad wotum zaufania dla jego zaprzysiężonego w sobotę gabinetu Renzi mówił o potrzebie "rewolucyjnych zmian gospodarczych" i rozwiązania kryzysu bezrobocia. - Unia Europejska nie daje dzisiaj nadziei, bo pozwoliliśmy na to, aby debata w niej polegała wyłącznie na przecinkach i procentach. My chcemy Europy, w której Włochy nie zwracają się do niej, by wiedzieć, co robić, ale takiej, która wnosi fundamentalny wkład, bo bez Włoch nie ma Europy - stwierdził szef rządu. Mówiąc o planach swej pierwszej zagranicznej podróży, Renzi oznajmił, że jej celem "nie będzie Bruksela czy Berlin", ale stolica Tunezji, Tunis. Wyjaśnił, że w ten sposób chce położyć nacisk na znaczenie basenu Morza Śródziemnego. W związku z objęciem 1 lipca półrocznego przewodnictwa w UE premier wyraził przekonanie, że Włochy muszą wcześniej rozwiązać swoje problemy, z którymi borykają się od lat. 39-letni Renzi, który uważa się za "outsidera" w polityce, ponieważ nigdy nie zasiadał w parlamencie, skierował w swym wystąpieniu wiele słów krytyki pod adresem klasy politycznej z Rzymu. Były burmistrz Florencji mówił, że deputowani muszą przekonać obywateli, że sala obrad nie jest "miejscem prób medialnego cyrku". Opowiedział się również za reformą Senatu i redukcją liczby parlamentarzystów. "Polityka musi przestać być rzeką pustosłowia" - oświadczył premier. Zapewnił, że wie o czym mówi, ponieważ wydarzenia polityczne śledzi od dzieciństwa. W nocy z poniedziałku na wtorek rząd Renziego otrzymał wotum zaufania w Senacie. Z parlamentarnej arytmetyki wynika, że bez problemu przegłosuje je również Izba Deputowanych.