Premier Morawiecki w niedzielę rozpoczął serię spotkań z europejskimi liderami w sprawie kryzysu na granicy z Białorusią. Rano tego dnia odbył rozmowę z premier Estonii Kają Kallas, a następnie z szefową litewskiego rządu Ingridą Szimonyte. Ostatnim punktem niedzielnej podróży była wizyta na Łotwie, gdzie spotkał się z szefem łotewskiego rządu Kriszjanisem Karinszem. "Działania naszej dyplomacji przynoszą rezultaty" - To bardzo ważne, że mogliśmy skoordynować nasze działania. Dziś już widzimy, że ta koordynacja działań, działania naszej dyplomacji przynoszą rezultaty. Stanowczy opór Polski i krajów bałtyckich doprowadził do wyhamowania pewnych działań białoruskiego reżimu - powiedział szef rządu na wspólnej konferencji z Karinszem. - Byliśmy bardzo aktywni w kontakcie z krajami Bliskiego Wschodu, a także z naszymi zachodnimi partnerami. To doprowadziło między innymi do zmiany postawy wielu linii lotniczych, które służyły jako narzędzie do przepływu osób, do przyciągania osób, bardzo często nie do końca świadomych tego, co może je czekać na terytorium Białorusi przez reżim Łukaszenki - kontynuował premier. - Chcemy te wspólne akcje, tę solidarność naszą na wschodniej flance NATO kontynuować. Tylko ta solidarność jest w stanie zapobiec ogromnym ryzykom i wyłaniającym się na horyzoncie niebezpieczeństwom - oświadczył Morawiecki. Mówiąc o tych niebezpieczeństwach, wymienił m.in. "używanie ludzi z Bliskiego Wschodu jako żywych tarcz, jako instrumentu w polityce, w wywołaniu kryzysu przez reżim Łukaszenki". "To kryzys na granicy polsko-białoruskiej, litewsko-białoruskiej i najmniejszy z tych trzech kryzysów, ale właściwie w każdej chwili mogący wybuchnąć - kryzys na granicy łotewsko-białoruskiej" - kontynuował premier Morawiecki. "Migranci są instrumentem w ręku władzy z Mińska" Podkreślił, że w ciągu ostatnich 40 godzin Łukaszenka przetransportował ludzi bezpośrednio z granicy polskiej do centów logistycznych kilka kilometrów od tej granicy. - To najlepiej pokazuje, że ci ludzie są instrumentem w ręku władzy z Mińska. I to jest pierwszy element tej całej układanki, tych puzzli, które trzeba widzieć razem - zaznaczył. - Jaki jest drugi element? To coś, co słychać coraz głośniej ze strony naszych sojuszników z NATO, a mianowicie - coraz większa obecność wojsk rosyjskich wokół Ukrainy, na Białorusi, wzdłuż granicy rosyjsko-białoruskiej, a także w Kaliningradzie, czyli w Obwodzie Kaliningradzkim - wskazywał szef polskiego rządu. Jak podkreślił, "ta obecność to instrument presji, ale jednocześnie instrument, który może być bezpośrednio użyty do bezpośredniego ataku". - Wszyscy mamy tego świadomość, że to nie są tylko czcze pogróżki. Że to już się zdarzyło - w Gruzji, na Ukrainie w 2014 roku, Donbas, Krym i może zdarzyć się niestety ponownie - zaznaczył. Trzecim elementem jest - jak mówił Mateusz Morawiecki - kryzys energetyczny wywołany przez Gazprom. - A Gazprom jest przecież oczywistym narzędziem w ręku Rosji i jednocześnie wspomagany przez Nord Stream 2 - dodał. "Ryzyko materializuje się na naszych oczach" Podziękował premierowi Łotwy za to, że na wszystkich posiedzeniach Rad Europejskich Polska i Litwa mówiły zawsze jednym głosem, o tym, "że to jest wielkie ryzyko". - I oto, szanowni państwo, niestety to ryzyko się materializuje na naszych oczach. Mieliśmy rację. Przestrzegaliśmy naszych przyjaciół z Zachodu i niektórzy powątpiewali, czy rzeczywiście Nord Stream 2, gazociąg między Niemcami a Rosją będzie takim instrumentem szantażu ze strony Kremla, to się właśnie dziś dzieje na naszych oczach - powiedział. Jak wskazywał, ceny gazu rosną dziesięciokrotnie. - W związku z tym, że one poprzez szczególny mechanizm wyznaczania ceny energii w tzw. porządku merit order, stanowią jednocześnie cenę marginalną energii, to ceny gazu doprowadziły do gwałtownego wzrostu energii w większości krajów UE - powiedział, dodając, że jest to kolejny element bezpośredniej presji ze strony Rosji na rynki europejskie. - Dziękuję też Łotwie za to, że dołączyła się do tej procedury screeningu, weryfikacji Nord Stream 2 od strony bezpieczeństwa. Bo wszczęliśmy również taką procedurę, mamy nadzieję, że Bruksela podejdzie do niej absolutnie poważnie - zaznaczył. "Rosjanie to mistrzowie dezinformacji" - Rosjanie, a wcześniej Związek Sowiecki, to mistrzowie dezinformacji - podkreślił premier Morawiecki. - Dziś widzimy wzmożony atak dezinformacji na zachodnie stolice, a tam niestety nie znają tych metod aż tak dobrze, jak w Rydze czy w Warszawie - podkreślił szef polskiego rządu. - Ta propaganda jest używana jako instrument walki z krajami bałtyckim i Polską na najróżniejsze sposoby. Prosimy naszych partnerów zachodnich, aby skoncentrowali się na tym, co najważniejsze - na walce w fake newsami, atakami hakerskimi, przestępstwami cyfrowymi, które są używane tak często przez Kreml oraz białoruskich i rosyjskich hakerów jako broń w walce na arenie międzynarodowej - mówił premier. Jak podkreślił "dziś wymieniliśmy się bardzo ciekawym spostrzeżeniem, bo widzimy to jako premierzy Łotwy i Polski bardzo wyraźnie - w jak sprytny sposób Moskwa potrafi kierować propagandę w obszarze covidowym do ludności rosyjskiej i zupełnie inaczej siać wrogą propagandę antyszczepionkową we wszystkich krajach Europy zachodniej, a w szczególności Europy Centralnej, chociażby w Polsce". Wyjaśnił, że "widzimy mnóstwo odcisków palców rosyjskich hakerów w tym obszarze". Jak ocenił, "to pokazuje siłę propagandy rosyjskiej i musimy być tego absolutnie świadomi". "Ryzyko ataku na wschodnią flankę NATO" Premier Morawiecki podczas konferencji prasowej odniósł się także do wysokich cen gazu i surowców. - To wyjście z kryzysu pandemicznego dało możliwość akumulacji rezerw walutowych i siły finansowej w rękach Moskwy - podkreślił. To - jak wskazał - powoduje, że "Moskwa jest impregnowana na ewentualne działania retorsyjne do pewnego stopnia i jednocześnie akumuluje możliwości działań ofensywnych, agresywnych". - Widzimy też pewne dodatkowe ryzyko, jakim jest przyciągnięcie imigrantów, uchodźców z Afganistanu - wskazał premier. - Chcę, aby to głośno wybrzmiało - widzimy te starania po stronie Łukaszenki - podkreślił. Jak zauważył, "kiedy spojrzy się z góry na wszystkie działania razem i połączy się te kropki w jeden obrazek, to wyłania się z tego jednoznaczny obraz ryzyka - ryzyka ataku na wschodnią flankę NATO i Unii Europejskiej". Jak dodał, "ataku, który może mieć różne oblicza". - Przestrzegamy przed tym razem z partnerami z krajów bałtyckich, bo te ryzyka widzimy w całej rozciągłości. Uważamy, że tylko wycofanie migrantów, działanie na rzecz deeskalacji jest w stanie przywrócić jakikolwiek konstruktywny scenariusz z Łukaszenką - wskazał. Jednocześnie zaapelował, "aby nie dać się złapać na lep propagandy rosyjskiej i białoruskiej, ponieważ oni operują polityką szantażu - energetycznego, migracyjnego i politycznego". - Nasza wspólna odpowiedź jest w stanie powstrzymać te czarne chmury, które gromadzą się nad naszymi głowami - podkreślił. "Zatrzymano blisko 400 przemytników ludzi" Podczas wspólnej konferencji z premierem Łotwy szef polskiego rządu pytany był m.in. o to, co powinno być zrobione, jakie wsparcie jest potrzebne, by ograniczyć kryzys migracyjny, a także o migrantów, w tym tych, którzy przebywają w centrach logistycznych po stronie białoruskiej. - Według naszego rozpoznania jest to nawet aż kilka tysięcy osób. Łącznie kilkanaście tysięcy osób cały czas przebywa na terytorium Białorusi. Pierwsze transporty kilkuset osób, migrantów, którzy wyrazili wolę powrotu do krajów pochodzenia poleciały już do kraju, a więc ci, którzy widzą beznadziejność sytuacji, widzą, że zostali oszukani przez reżim Łukaszenki i przemytników ludzi podejmują takie decyzje - odpowiedział Morawiecki. Poinformował, że zatrzymano już około 400 przemytników ludzi. - Są to osoby różnych narodowości, także zachodnioeuropejskich, także bliskowschodnich. Widać, że jest to międzynarodowa mafia zaangażowana w pomoc Łukaszence przy wykorzystywaniu tych biednych ludzi w tym kryzysie politycznym na granicy - zaznaczył. Premier wskazał, że Polska chce zapewnić pomoc humanitarną dla wszystkich. "Dlatego zaproponowaliśmy kilka razy pomoc Łukaszence. Jednak za każdym razem była ona odrzucona" - przypomniał szef polskiego rządu. - Co trzeba dalej czynić? Bardzo ważne jest, żebyśmy mówili jednym głosem. Stąd od kilku tygodni prowadzimy akcje dyplomatyczne na terenie Bliskiego Wschodu i to akcje, które się do tej pory powiodły w wielu miejscach. Rozmawiałem z premierem Iraku, z premierem autonomicznego regionu Kurdystanu w państwie irackim i to były bardzo konstruktywne, bardzo pozytywne rozmowy. Jednocześnie też doprowadziliśmy do przerwania procederu transportowania potencjalnie nowym migrantów na terytorium Białorusi przez wiele linii lotniczych - mówił premier Morawiecki. "Presja ma sens" - Ta presja ma sens i skoordynowane działania mają sens - wskazał. - To, co z naszej strony jest niezwykle ważne, co omawialiśmy dokładnie z premierem Kriszjanisem, to kwestia walki z propagandą rosyjską, walki z propagandą białoruską. Jednocześnie wzmocnienie naszej odpowiedzi na to, co się dzieje, na pewno będzie omawiane przez nas na najbliższej Radzie Europejskiej w postaci wzmocnienia sankcji, czy drabiny eskalacyjnej także po naszej stronie - zapowiedział. - My zamknęliśmy już niemal całkiem jedno z głównych przejść granicznych i jesteśmy gotowi doprowadzić do kolejnego zamknięcia handlu pomiędzy Białorusią a Polską, Białorusią a Unii Europejską. Nie chcemy tego robić, bo wiemy, że te sankcje są bolesne gospodarczo, jeszcze bardziej bolesne gospodarczo, ale widzimy, że dotychczas zastosowane sankcje wobec osób, które nie mogą dzisiaj wjeżdżać na terytorium Unii Europejskiej, to za mało - podkreślił szef polskiego rządu. Wskazał także na to, jak ważna jest "świadoma reakcja po stronnie Unii Europejskiej, całej wspólnoty transatlantyckiej". - Jest bardzo potrzebna i dlatego ten nasz głos rozsądku, mocny głos ze strony państw bałtyckich i Polski jest tak potrzebny właśnie dzisiaj, żeby być mądrym przed szkodą, a nie po tym, kiedy dalsza eskalacja agresji białoruskiej, czy rosyjsko-białoruskiej wystąpi w przyszłości - powiedział Morawiecki. "Polska nie ulegnie szantażowi" "Trwa wojna hybrydowa Łukaszenki i Putina przeciwko UE. To największa od 30 lat próba destabilizacji Wspólnoty. Polska nie ulegnie szantażowi i zrobi wszystko, żeby bronić granic UE. Ale Polska, Litwa, Łotwa i Estonia potrzebują wsparcia. Musimy stanąć razem by bronić Europy" - oświadczył wcześniej szef polskiego rządu na Twitterze. Szef polskiego rządu podkreślał też na Facebooku, że w sprawach najważniejszych, czyli bezpieczeństwa Polaków, nie ma kompromisów i nie ma czasu do stracenia. Zapowiedział, że w nadchodzącym tygodniu będzie odwiedzał kolejne europejskie stolice. Kryzys migracyjny Od początku roku Straż Graniczna zanotowała ponad 34 tys. prób nielegalnego przekroczenia granicy polsko-białoruskiej, z czego ponad 6 tys. w listopadzie, blisko 17,3 tys. w październiku, prawie 7,7 tys. we wrześniu i ponad 3,5 tys. w sierpniu. Od 2 września w związku z presją migracyjną w przygranicznym pasie z Białorusią w 183 miejscowościach woj. podlaskiego i lubelskiego obowiązuje stan wyjątkowy. Został on wprowadzony na 30 dni na mocy rozporządzenia prezydenta Andrzeja Dudy, wydanego na wniosek Rady Ministrów. Sejm zgodził się na przedłużenie stanu wyjątkowego o kolejne 60 dni. Sytuacja zaostrzyła się przed tygodniem, kiedy niedaleko przejścia granicznego Kuźnica - Bruzgi po białoruskiej stronie granicy zgromadziła się duża grupa cudzoziemców, która podjęła siłową próbę sforsowania granicy. Grupa przeszła ostatecznie na samo przejście graniczne, gdzie w ostatni wtorek doszło do szturmu na granicę. W stronę polskich służb rzucane były m.in. kamienie oraz kłody drewna; niektórzy funkcjonariusze zostali ranni. Obozowisko stworzone przy przejściu ostatecznie opustoszało, a migranci skierowani zostali przez służby białoruskie do centrum logistycznego. W związku z sytuacją na granicy polsko-białoruskiej ruch graniczny na przejściu drogowym w Kuźnicy został zawieszony od 9 listopada br. do odwołania.