Przegrana Donalda Trumpa z Tedem Cruzem w stanie Iowa sprawiła mnóstwo uciechy amerykańskim mediom. Jak bumerang wróciły określenia używane przez miliardera wobec konkurentów: "nieudacznik", "frajer" itp. W serwisie The Daily Beast czytamy, że sponsorzy zaczynają odwracać się od Trumpa. "New York Times" ocenia, że wysokie notowania bogacza były iluzją, na którą wszyscy dali się nabrać. Naiwnością byłoby jednak twierdzić, że Trump może już się pożegnać z marzeniami o republikańskiej nominacji i że teraz czeka go tylko ostry zjazd. Publicystyka po prawyborach w Iowa sprawia wrażenie odreagowania kumulowanej od miesięcy niechęci do Trumpa niż realnej oceny sytuacji. Jego notowania ogólnokrajowe są niezachwiane, a w New Hampshire, gdzie odbędą się kolejne prawybory, utrzymuje ponad 20-procentową przewagę nad Cruzem. Amerykańskie sondaże są nieprecyzyjne, ale nie aż tak. Jeśli Trump rzeczywiście "weźmie" New Hampshire, to z powrotem będziemy czytać, że zmierza po nominację. Wyścig Republikanów nabierze jednak rumieńców, jeśli Marco Rubio powtórzy świetny wynik z Iowa. Wtedy w stronę jego kampanii popłyną miliony dolarów dotacji od wpływowych Republikanów, którzy nie chcą ani Trumpa, ani Cruza - a obaj przeciwników mają mnóstwo. Do tej pory byli rozproszeni, teraz będą mogli zjednoczyć się wokół Rubio. Problem Sandersa, problem Clinton U Demokratów, jeśli nie wydarzy się nic przełomowego, zanosi się na pewne zwycięstwo Berniego Sandersa. W najnowszym sondażu z New Hampshire 74-letni senator prowadzi z Clinton w stosuku 56 proc. do 38 proc. New Hampshire sąsiaduje z Vermont, stanem, w którym Sanders przez osiem lat był burmistrzem (w Burlington) i który przez całą swoją karierę reprezentował w Kongresie. To właśnie w New Hampshire i Vermont notowania Sandersa są najlepsze. Nie jest przypadkiem, że akurat te dwa stany są najmniej religijne w USA (odsetek ludzi wierzących w Boga, odsetek ludzi uczestniczących w nabożeństwach). Mieszkańcy liberalni światopoglądowo bardziej skłonni będą głosować na kandydata socjaldemokratycznego, który popiera małżeństwa gejów i lesbijek i jest przeciwko zakazowi aborcji. W tym kontekście nie dziwi również przewaga niesłynącego z konserwatyzmu Trumpa nad ultrakonserwatywnym Cruzem. Ponadto New Hampshire to stan dość jednolity etnicznie - biali stanowią aż 94 proc. mieszkańców. I tu dochodzimy do problemu, który może uniemożliwić Sandersowi ostateczne pokonanie Hillary Clinton. Senator z Vermont nie cieszy się zaufaniem mniejszości etnicznych. Mimo że w latach 60. maszerował i protestował z Martinem Lutherem Kingiem, to Afroamerykanie i Latynosi wolą Hillary Clinton. W niektórych Stanach np. w Karolinie Południowej poparcie mniejszości etnicznych dla Clinton sięga 80 proc., przy 20 proc. Sandersa. Nie dziwią więc zabiegi sztabu senatora, by przeciągnąć tę grupą wyborców na swoją stronę: Ale Hillary Clinton też ma poważny problem. Jej konkurent zawładnął sercami młodych, idealistycznych wyborców. W Iowa dziewięciu na dziesięciu młodych wybierało Sandersa kosztem Clinton. Ich entuzjam związany jest z pragnieniem "politycznej rewolucji", którą obiecuje Sanders. Nie chcą kończyć college'u zadłużeni po uszy. Nie chcą lądować w więzieniu za zapalenie jointa. Czują, że elity okłamują ich, obiecując "amerykański sen" każdemu, kto ciężko pracuje. Natomiast starsi od nich, wychowani na reaganowskim kapitalizmie, alergicznie reagują na pomysły podnoszenia podatków, publicznych inwestycji i publicznej służby zdrowia, a do tego "szalonego socjalisty" podchodzą z ogromną nieufnością. Ta demograficzna kalkulacja przemawia na korzyść Clinton, ale Sanders w minionym półroczu zdążył już kilka szklanych sufitów rozbić.