- Wszystkie dotychczasowe doświadczenia na świecie z niszczeniem broni chemicznej wskazują, że jest to proces czasochłonny, kosztowny i o charakterze przemysłowym - zauważa waszyngtoński dziennik. - Czy proces tak delikatny, ryzykowny i długoterminowy może być przeprowadzony na terytorium syryjskim, gdy szaleje wojna? Jeśli nie, na ile realistyczna jest wizja, by ta broń mogłaby być bezpiecznie wywieziona gdzie indziej? I kto pokryje koszt operacji, który może być zawrotny? - zastanawia się "Washington Post". Wskazuje, że gdyby Syria przyłączyła się do Konwencji o Zakazie Broni Chemicznej, musiałaby w ciągu 30 dni ujawnić posiadane uzbrojenie, jak i zakłady, gdzie jest ono produkowane. Gazeta wskazuje na możliwość, że prezydent Syrii Baszar el-Asad mógłby próbować zataić istnienie niektórych zakładów w nadziei na wznowienie produkcji gazów bojowych, gdyby został "przyparty do ściany" w trwającej wojnie domowej. Tak więc jakikolwiek proces rozbrojenia powinien zakładać ujawnienie przez Syrię dokumentacji o pochodzeniu, zakresie i działaniu jej programu broni chemicznej - postuluje "Washington Post". Również "New York Times" przyznaje, że "ogromną łamigłówką" byłoby wcielenie w życie "przekazania zabójczej broni pod kontrolę międzynarodową w chaosie wojny domowej". Jednocześnie ocenia, że dyplomatyczne działania zaproponowane przez Rosję mogą zapobiec ponownemu użyciu broni chemicznej w Syrii. Rosja, co prawda, "będzie nadal wysuwała pozornie nieracjonalne żądania, dopóki porozumienie nie zostanie ostatecznie podpisane, i prawdopodobnie nie przyzna, że to reżim syryjski dokonał ataku chemicznego z 21 sierpnia - przyznaje dziennik. Jednak "Syria przynajmniej przyznała - po raz pierwszy - że ma broń chemiczną, a (prezydent Rosji Władimir) Putin uznał przed światem, że carte blanche, jaką dawał klientystycznemu państwu, ma granice" - podkreśla "NYT". Zaznacza też, że po rosyjskiej propozycji w sprawie Syrii "Rosja i USA po raz pierwszy od dłuższego czasu pracują nad wspólnym strategicznym celem".