Zarówno "FT", jak i "NYT" w poniedziałkowych komentarzach redakcyjnych chwalą amerykańsko-rosyjskie porozumienie w sprawie Syrii. Jest ono "zadziwiająco ambitne i daje większe szanse na zniszczenie arsenału syryjskiej broni chemicznej niż ograniczone ataki militarne, które rozważał (prezydent USA Barack) Obama" - pisze "NYT". Według "FT" choć jest "to pozytywny zwrot sytuacji, to są powody, by pozostawać sceptycznym wobec jego powodzenia". Wydawany w Londynie dziennik wskazuje, że władze w Damaszku mogą na wiele sposób sabotować porozumienie, tym bardziej, że USA przystały na żądanie Rosji, by z rezolucji ONZ wykluczyć zapis o sankcjach militarnych w razie nieprzestrzegania przez Syrię postanowień porozumienia. "Mimo wszystko USA mają powody do zadowolenia" - ocenia "FT". Po pierwsze, Obama słusznie nie wyklucza amerykańskiej interwencji zbrojnej w Syrii i będzie miał mocniejsze argumenty za jej przeprowadzeniem, jeśli po raz kolejny zwróci w tej sprawie do Kongresu. Po drugie, od powodzenia planu zależy wiarygodność Rosji; fiasko porozumienia oznaczałoby podkopanie prestiżu Moskwy - podkreśla gazeta. Przestrzega jednak, że porozumienie może umocnić pozycję prezydenta Baszara el-Asada w Syrii: "Może powstać wrażenie, że według USA załatwienie kwestii syryjskiej broni chemicznej jest sprawą najważniejszą, i podczas gdy na tym froncie będą odnotowywane postępy, Asad będzie dalej dokonywał rzezi na swoim narodzie". "FT" i "NYT" zaznaczają, że od sukcesu planu w sprawie Syrii zależy to, czy Rosji uda się odzyskać pozycję mocarstwa w polityce globalnej. "Jeśli (Putin) chce tego statusu (dla swego kraju), nie może pozwolić Syrii na sabotowanie porozumienia o kontroli broni (chemicznej)" - pisze "Financial Times". "New York Times" pisze, że prezydent USA słusznie nalegał na przestrzeganie międzynarodowej zakazu stosowania broni chemicznej i przedłożył rozwiązanie dyplomatycznego nad siłowe. Według dziennika stanowisko USA może pokazać Iranowi, że Stanom Zjednoczonym zależy na wynegocjowaniu porozumienia w sprawie jego kontrowersyjnego programu jądrowego. "Wall Street Journal" w swoim komentarzu redakcyjnym ocenia syryjskie porozumienie z dużym krytycyzmem. Zdaniem tej gazety wynegocjowany plan "wciąga USA coraz głębiej w syryjski bazar dyplomatyczny" i "stawia Obamę w pozycji zakładnika Baszara el-Asada i Władimira Putina". "WSJ" bardzo sceptycznie ocenia intencje syryjskiego prezydenta i rolę Rosji. Jeszcze niedawno USA nazywały "Asada "bandziorem i mordercą", który "wielokrotnie stosował w tym roku broń chemiczną". (...) Dziś wmawia się nam, że w ciągu tygodnia wyśpiewa wszystko o całym arsenale broni chemicznej i doprowadzi inspektorów ONZ do każdego miejsca, gdzie jest ona przechowywana. A wszystkiego mają dopilnować Rosjanie, którzy od dwóch lat chronią Asada przed międzynarodowymi sankcjami i nadal utrzymują, że nie użył on broni chemicznej" - wytyka gazeta. Jeśli Syria nie będzie przestrzegać porozumienia, według "WSJ" nie grożą jej sankcje ONZ, a szanse na amerykański atak bez mandatu tej organizacji systematycznie maleją. "Prezydent (USA) rzucił się na dyplomatyczną propozycję Rosji, bo zdawał sobie sprawę, że w Kongresie był skazany na klęskę. Rosja i Asad wiedzą, że Obama nie podejmie takiego ryzyka po raz kolejny" - pisze gazeta. "Asad wie, że zagrożenie interwencją zbrojną Zachodu niemal przestało istnieć. Teraz może wznowić ofensywę przeciwko rebeliantom (...). To nie przypadek, że rebelianci syryjscy szybko odrzucili porozumienie USA-Rosja jako zwycięstwo Asada. Giną oni równie łatwo od bomb, co od sarinu" - dodaje "WSJ". W tej sytuacji zdaniem dziennika USA powinny przynajmniej bardziej wesprzeć syryjską opozycję, by dać jej szansę na "walkę i przeżycie".