"Der Tagesspiegel" z Berlina, pisze, że "Pozostaje mieć nadzieję, że osoby, które muszą dbać o spójność tego rządu - kanclerz Angela Merkel, wicekanclerz Sigmar Gabriel oraz przywódca bawarskiej CSU Horst Seehofer - spojrzały sobie głęboko w oczy i w szczerej rozmowie wyjaśniły kwestie wzajemnego zaufania. Przecież w końcu bez zaufania rząd nie może funkcjonować. Bez zaufania obywateli w rząd i jego prawość też nie. Cała trójka winna jest wyborcom wyjaśnień. Na nic się nie zda, jeśli jeden na drugiego będzie z wyrzutem wskazywał palcem, chociaż kilka palców wskazuje już na każdego z nich. Angela Merkel świadoma jest zagrożenia dla koalicji, której przewodzi. A w konsekwencji także dla niej osobiście". "General Anzeiger" z Bonn podkreśla, że "W miejsce nacechowanych zaufaniem i zażyłych kontaktów między sobą, pojawiła się zupełnie nieoczekiwanie, nieufność. Tym bardziej, gdyż nie wiadomo, co kanclerz rzeczywiście wiedziała o sprawie. To, że zmusiła do dymisji jednym telefonem ze swej komórki i tak nielubianego ministra, pokazuje, jak wysokie jest w jej ocenie zagrożenie, które z tej całej afery może wyniknąć dla koalicji. Prywatna sprawa posła stała się aferą koalicyjnego rządu, jeśli nie aferą państwową". "Schwarzwälder Bote" konstatuje: "Zawiła, rzeczywiście paskudna afera zachwiała wielką koalicją. I co paradoksalne: być może dylemat ten zrodził się akurat w wyniku partnerskiego odnoszenia się do siebie. Lecz o rządzie sparaliżowanym podejrzeniami o pornografię dziecięcą nikt nie chce nawet myśleć. Trzeciej koalicji kanclerz Merkel gwiazdy nie sprzyjają". "Wetfällische Nachrichten" stwierdza, że: "Nawet, jeśli teraz prokuratura, komisja złożona z przedstawicieli rządzącej koalicji i komisja parlamentarna ds. wewnętrznych zajmą się tą kompleksową aferą, to ze względu na problem, jakiego dotyczy, nie należy spodziewać się powrotu do codziennej politycznej rutyny. Bieg wydarzeń jest w tym samym stopniu determinowany przez kompleksowe kwestie prawne jak i dawkę bezwzględnej taktyki politycznej". "Kölner Stadt-Anzeiger" zwraca uwagę, że "Przy okazji różnych afer społeczeństwo stale rewiduje zasady, którymi kieruje się w życiu lub zamierza kierować. Na przykładzie przypadku Edathy’ego można wyciągnąć naukę z tego, jak bardzo Internet zmienia relacje między zasadami funkcjonowania obowiązującego prawa i przyjętych norm postępowania. Byłoby z pożytkiem dla Berlina, gdyby skupił uwagę nie tylko na partyjnej taktyce i obstawaniu przy swoim, ale także na takiej lekcji". Barbara Cöllen/ red. odp.: Elżbieta Stasi/ Redakcja Polska Deutsche Welle