Monachijski sąd zaplanował 35 dni procesowych do maja 2010 r. Biegli lekarze orzekli, że ciężko chory Demjaniuk może brać udział w rozprawach, ale nie dłużej niż przez dwie 90-minutowe sesje dziennie. W roli oskarżycieli posiłkowych wystąpi 35 osób, w większości holenderskich Żydów, którzy stracili krewnych w Sobiborze. To więcej niż w jakimkolwiek innym dotychczasowym procesie o zbrodnie Holokaustu. Zeznania złożą dwaj naoczni świadkowie: 82-letni pochodzący z Polski Thomas Blatt, który zdołał uciec z Sobiboru w czasie powstania więźniów w 1943 r., oraz 88-letni Holender Jules Schelvis, także były więzień obozu zagłady. Rodziny obu mężczyzn nie przeżyły niewoli. "Demjaniuk wspomagał funkcjonowanie tej fabryki śmierci" - oskarżał Blatt w wywiadzie dla tygodnika "Der Spiegel". Przyznał jednak, że nie jest w stanie rozpoznać w Demjaniuku jednego z byłych strażników w Sobiborze. Po raz pierwszy Niemcy sądzić będą oskarżonego o zbrodnie z II wojny światowej, który pochodzi z innego kraju. Demjaniuk urodził się na Ukrainie, po wojnie przez 50 lat mieszkał w USA, ale jest bezpaństwowcem. Stracił amerykańskie obywatelstwo po ujawnieniu zarzutów o współudział w Holokauście. Kategorycznie odrzuca on wszelkie oskarżenia. Na początku wojny był żołnierzem radzieckiej Armii Czerwonej i w 1942 r. trafił do niemieckiej niewoli. Tu jego historia się kończy. Co innego mówią jednak dokumenty dowodowe. Według prokuratury Demjaniuk został wysłany do obozu szkoleniowego formacji SS w Trawnikach, z którego wywodzili się strażnicy stanowiący późniejszą obsługę obozów koncentracyjnych i obozów zagłady. Po szkoleniu był kierowany do pełnienia służby w obozie na Majdanku, w Sobiborze i obozie zagłady Treblinka II. Najważniejszy dowód przeciwko Demjaniukowi to potwierdzenie służby w SS z numerem 1393 oraz lista przekwaterowanych z marca 1943 r., z której wynika, że Demjaniuk został przeniesiony do Sobiboru. Obóz ten nadzorowało około 30 niemieckich żołnierzy SS oraz ponad 100 wyszkolonych w Trawnikach strażników ukraińskich. "Bez nich Niemcy nigdy nie zdołaliby zamordować 250 tysięcy Żydów" - mówił Blatt "Spieglowi" - W Sobiborze widzieliśmy więcej Ukraińców niż Niemców, i drżeliśmy przed nimi". Po wojnie Demjaniuk został zarejestrowany w Niemczech jako tzw. przesiedleniec (displaced person). W 1952 r. wraz z żoną i córką wyemigrował do USA. Osiedlił się na przedmieściach Cleveland w stanie Ohio i dostał pracę w fabryce samochodów Forda. Doczekał się kolejnych dwojga dzieci. To spokojne życie za oceanem wiódł 25 lat. W 1975 r. redaktor wydawanego w Nowym Jorku przez ukraińskich imigrantów tygodnika "News from Ukraine", sympatyzujący z komunistami Michael Hanusiak przedstawił amerykańskim władzom imigracyjnym listę Ukraińców, podejrzanych o kolaborację z nazistami. Na liście figurował John Demjaniuk. Niebawem w Izraelu odnaleźli się świadkowie, ocaleli z Zagłady, którzy rozpoznali na opublikowanej starej fotografii Demjaniuka osławionego "Iwana Groźnego", który obsługiwał komory gazowe w Treblince. W 1981 r. pozbawiono go obywatelstwa USA, a w 1986 został wydany Izraelowi, gdzie dwa lata później skazano go na śmierć. Jednak Sąd Najwyższy Izraela uchylił ten wyrok ze względu na brak wystarczających dowodów. Z ujawnionych po rozpadzie ZSRR akt KGB wynikało, że "Iwanem Groźnym" był ktoś inny i zginął w czasie rewolty więźniów w Treblince. Demjaniuk wrócił do Stanów Zjednoczonych, odzyskał obywatelstwo, lecz w 2002 r. stracił je ponownie, gdy amerykański sąd uznał dowody, iż był on strażnikiem w hitlerowskich obozach zagłady. USA były gotowe deportować Demjaniuka na Ukrainę, do Niemiec albo do Polski. Dopiero w marcu 2009 r. po analizie dowodów monachijski sąd zdecydował się wydać nakaz aresztowania Demjaniuka. 12 maja, po przegraniu apelacji przed Sądem Najwyższym, został on przetransportowany samolotem do Monachium. Czeka na proces na oddziale szpitalnym aresztu śledczego Monachium-Stadelheim. Rodzina schorowanego Demjaniuka usiłowała nie dopuścić do ekstradycji, potem do procesu, argumentując, iż stan jego zdrowia nie pozwala na udział w rozprawach. Cierpi on na wstępne stadium białaczki, ma też problemy z kręgosłupem. Eksperci nie wykluczają, że może dojść do przerwania procesu, gdy oskarżony okaże się zbyt słaby, aby wytrzymać rozprawy. Ekspert z Uniwersytetu w Tybindze Christoph Burchard powiedział, że proces będzie niezwykle skomplikowany. Żaden ze świadków nie jest w stanie zidentyfikować Demjaniuka jako strażnika z Sobiboru. Pewne wątpliwości może też budzić liczba ofiar, w których zamordowaniu miał brać udział oskarżony. Od liczby deportowanych pomiędzy kwietniem a lipcem 1943 r. do Sobiboru z holenderskiego Westerbork (29 579 osób) śledczy odjęli tych, którzy zapewne zmarli już w czasie transportu. "Prawnicza arytmetyka, od której przechodzą ciarki" - podsumował "Der Spiegel". "Jest mi obojętne, czy Demjaniuk pójdzie do więzienia czy nie. Ważny jest sam proces, chcę prawdy. Świat powinien dowiedzieć się, czym był Sobibór" - powiedział Thomas Blatt.