Tragedia rozegrała się prawie 19 lat temu - przypomina BBC. We wrześniu 2004 roku grupa spacerowiczów wybrała się na urokliwe tereny Yorkshire Dales. Blisko pagórka Pen-y-ghent, gdzie płynie niewielki strumień, spacerowicze zapozowali do pamiątkowego zdjęcia. W tle fotografii znajdowały się... ludzkie zwłoki. Policja nie była w stanie rozwiązać zagadki Na miejscu pojawili się śledczy. Ciało młodej kobiety było półnagie. "The Sun" wskazuje, że w trakcie przeczesywania terenu natknięto się na części kobiecej garderoby. Nie znaleziono jedynie butów ofiary. To wszystko, co wówczas byli w stanie stwierdzić śledczy. Ciało było bowiem w stanie zaawansowanego rozkładu. Sekcja nie wykazała bezpośredniej przyczyny zgonu. Nie stwierdzono śladów przemocy. Nie było również wiadomo, kim jest zmarła. Miejscowi nazwali ją "Panią Wzgórz" i złożyli się na ceremonię pogrzebową. Przełom Przełom nastąpił dopiero w 2016 roku. Śledczy z Wielkiej Brytanii wrócili do sprawy, wierząc, że w ustaleniu szczegółów pomoże postęp naukowy. Wówczas śledczy wskazali, że nowe badania sugerują, że doszło do morderstwa, a ofiara zmarła na ok. trzy tygodnie przed znalezieniem jej zwłok w strumieniu. Wciąż nie było jednak jasne, kim była kobieta. W 2019 roku do policjantów zgłosiła się rodzina z Tajlandii, która po przeczytaniu artykułu BBC skojarzyła sprawę z zaginięciem swojej córki. Młoda kobieta zaginęła bowiem w 2004 roku. Jak się okazało, ofiara z Yorkshire Dales rzeczywiście była ich córką. Mąż: Nie zabiłem Z ustaleń policji wynika, że 36-letnia Lamduan Armitage przybyła do Wielkiej Brytanii w 1991 roku razem z mężem. Urodziła dwoje dzieci, kiedy nagle w 2004 roku zniknęła bez śladu. 55-letni dziś mąż kobiety kilka lat temu wrócił do Tajlandii z dziećmi pary. Jak informuje BBC, w ślad za nim i rodzicami zmarłej do Tajlandii udali się właśnie przedstawiciele brytyjskiej policji. Rodzice ofiary wskazują w rozmowie z mediami, że małżeństwo nie było szczęśliwe. Tuż przed zaginięciem 36-latka miała dzwonić do mamy i skarżyć się na brak pieniędzy i tęsknotę za krajem. Mąż 36-latki miał z kolei przekazać dzieciom, że matka ich opuściła i wyjechała do Tajlandii, by poślubić kogoś innego. Redakcja "The Sun" wytropiła 55-latka, który dziś uczy języka angielskiego na jednym z uniwersytetów w Tajlandii. W rozmowie z mediami zarzeka się, że nie zabił swojej żony i skarży się, że trwa na niego nagonka.