16-minutowe przemówienie Donalda Trumpa wygłoszone we wtorkowy wieczór w Nowym Jorku było perfekcyjne. To już nie był spontaniczny strumień świadomości, w którym miliarder obrażał każdego, kto mu akurat przyszedł do głowy. Zobaczyliśmy Donalda Trumpa 2.0 - wciąż ostrego, wciąż dowcipkującego, ale już nie narażającego się żadnej grupie społecznej, wdzięcznego za głosy, jednoczącego Partię Republikańską. Obserwatorzy mieli prawo być zaskoczeni, słysząc, jak Trump wygłasza takie zdania: "Piękno Ameryki polega przede wszystkim na tym, że nas ze sobą łączy. Każdy amerykański pracownik, niezależnie od pochodzenia, ma prawo do świadczeń, do ochrony, ma swoje prawa. I tak musi pozostać". Pozytywny przekaz i tak mocne akcentowanie praw pracowniczych to zdecydowanie nowe kierunki w kampanii 69-letniego miliardera. Jak relacjonują amerykańskie media, Trump przemawiał, czytając z promptera. Mowa przygotowana w najdrobniejszym szczególe zawierała wizję Ameryki pod rządami Donalda Trumpa, ciepłe słowa pod adresem zwolenników Berniego Sandersa (pisaliśmy o tej strategii tutaj), zapowiedź zwycięstwa w wyborach i bardzo mocną krytykę Clintonów. Trump, oskarżany wcześniej o nieodcinanie się od poparcia Ku Klux Klanu, znalazł w swoim przemówieniu miejsce, by uznać problemy, z jakimi zmagają się Afroamerykanie i zapewnić, że jako prezydent będzie o nich pamiętał. To pokazuje, że od teraz głównymi negatywnymi bohaterami kampanii Donalda Trumpa będą już tylko Hillary i Bill Clintonowie. Nie Meksykanie, nie muzułmanie (w przemówieniu nie było o nich ani słowa), nawet nie Barack Obama, tylko Clintonowie. "Clintonowie uczynili prawdziwą sztukę z wykorzystywania polityki do bogacenia się. Zarobili setki milionów dolarów, sprzedając dostęp, sprzedając przysługi, sprzedając rządowe kontrakty. Sekretarz Clinton robiła to wszystko na nielegalnym prywatnym serwerze. Miało to służyć ukrywaniu korupcyjnych układów przed opinią publiczną. Naraziła na szwank bezpieczeństwo kraju i swojego prezydenta. A skorumpowany system wciąż jej broni" - atakował Donald Trump. Kandydat zarzucił konkurentce, że uczyniła Departament Stanu swoim prywatnym funduszem hedgingowym. Oskarżył ją o przyjmowanie pieniędzy od Rosjan, Saudyjczyków i Chińczyków w zamian za przychylne traktowanie (chodzi o wpłaty na konto fundacji Clintonów). Zatem to ten kierunek ataku Trump uznał za potencjalnie najskuteczniejszy i najlepiej udokumentowany (wcześniej celował w seksualne skandale Billa Clintona i zarzucał jego żonie gnębienie domniemanych ofiar męża). Donald Trump we wtorek pokazał, czyimi głosami zamierza wygrać wybory prezydenckie: po pierwsze, głosami republikanów (za republikanów uważa się ok. 30 proc. Amerykanów), po drugie, głosami klasy robotniczej (stąd ciepłe słowa o Berniem Sandersie, stąd sprzeciw wobec katastrofalnych umów o wolnym handlu, stąd mowa o prawach pracowniczych), wreszcie chce Trump pozystać tzw. elektorat antysystemowy, czyli obywateli wkurzonych na cały partyjny establishment (tu znów łakomym kąskiem są młodzi wyborcy Sandersa). Według sondażu Rasmussena Clinton prowadzi z Trumpem jednym punktem procentowym. We wtorek była sekretarz stanu wygrała m.in. w Kalifornii i New Jersey i ma już prawie pewną nominację Partii Demokratycznej. Hillary Clinton będzie pierwszą w historii kobietą, która zdobyła prezydencką nominację w USA. Trzeba jednak poczekać do lipcowej konwencji krajowej demokratów, ponieważ Clinton nie przekroczyła jeszcze wymaganej liczby delegatów. Brakuje jej już tylko głosów superdelegatów - a więc prominentnych członków partii - którzy i tak masowo ją popierają. Była sekretarz stanu wezwała wyborców swojego konkurenta, Berniego Sandersa, by "weszli na pokład" i pomogli jej pokonać Donalda Trumpa. "Stawka tych wyborów jest bardzo wysoka, a wybór oczywisty. Donald Trump jest charakterologicznie niezdatny do pełnienia funkcji prezydenta i dowódcy sił zbrojnych. Kiedy Donald Trump mówi, że sędzia z meksykańskim korzeniami nie może dobrze wykonywać swojej pracy, kiedy drwi z niepełnosprawnego reportera albo nazywa kobiety świniami, wtedy zaprzecza wszystkiemu, co stanowi świat naszych wartości" - mówiła Hillary Clinton. To na razie walka korespondencyjna. Po lipcowych konwencjach krajowych sztaby wyborcze umówią serię prezydenckich debat. Wybory odbędą się 8 listopada.