Wysokie temperatury i silne, suche wiatry spowodowały pożary, które zmusiły tysiące Turków i zagranicznych turystów do ucieczki z domów i hoteli w pobliżu wybrzeży Morza Egejskiego i Morza Śródziemnego. Od zeszłego tygodnia zginęło osiem osób. Z pożarami walczą śmigłowce i samoloty gaśnicze, oraz strażacy z całej Europy. Samoloty strażackie z Hiszpanii i Chorwacji dołączyły w tym tygodniu do zastępów z Rosji, Iranu, Ukrainy i Azerbejdżanu, aby walczyć z ogniem po tym, jak Turcja poprosiła o wsparcie europejskie. - Pożary, których doświadczamy w tym roku, nigdy nie miały miejsca w naszej historii - powiedział prezydent Turcji Recep Tayyip Erdogan. W ciągu ostatnich dwóch tygodni spłonął trzy razy większy obszar niż w całym zeszłym roku w Turcji. Z pożarami zmaga się też sąsiednia Grecja. Zagrożona elektrownia Pożar rozprzestrzenił się na opalaną węglem elektrownię na wschód od Bodrum w południowo-zachodniej Turcji. - Płomienie dostały się do elektrociepłowni - powiedział Muhammet Tokat, burmistrz miasta Milas, dodając, że elektrownia jest ewakuowana. Wcześniej ekolodzy powiedzieli, że są zaniepokojeni skutkami możliwego rozprzestrzenienia się pożaru na skład węgla w elektrowni. - Szkodliwe gazy mogą rozprzestrzeniać się do atmosfery, jeśli węgiel spala się w niekontrolowany sposób - powiedział aktywista Deniz Gumusel. Zbiorniki z materiałami łatwopalnymi w fabryce zostały opróżnione jako środek ostrożności - przekazał reporter agencji prasowej Demiroren. Wokół elektrowni wykopano rowy przeciwpożarowe. Opozycja oskarża Erdogana Lokalni urzędnicy, z opozycyjnej Republikańskiej Partii Ludowej (CHP), uważają, że reakcja rządu była powolna lub niewystarczająca. Partie opozycyjne skrytykowały Erdogana i jego rząd za wyczerpywanie zasobów przeciwpożarowych na przestrzeni lat. Tysiące osób zwróciło się również do mediów społecznościowych, wzywając Erdogana do ustąpienia. Rząd uważa, że jego wysiłki zostały dobrze zaplanowane i skoordynowane.