O ile jeszcze kilka dni temu, po ewakuacji 90-tysięcznego miasta Fort McMurray, mówiono, że tereny wydobycia ropy, położone w lasach na północ od naftowej stolicy Kanady, nie są szczególnie zagrożone, a przerwy w eksploatacji okazały się stosunkowo niewielkie, to obecnie sytuacja się zmieniła. W środę poinformowano, że mieszkańcy Fort McMurray będą mogli wracać do domów od 1 czerwca, ale pożary przeniosły się na północ od miasta. We wtorek pożar zniszczył osiedle Blacksand Executive Lodge, a 6 tys. mieszkających tam pracowników firmy energetycznej Suncor ewakuowano. Zagrożone jest też inne osiedle, Noralta Lodge, położone 30 km na północ od Fort McMurray. Dotychczas strażakom udało się nie dopuścić do przeniesienia się pożaru na teren osiedla. W czwartek media informowały, że ogień zniszczył roślinność na obrzeżach terenów eksploatowanych przez firmy Syncrude i Suncor, ale nie naruszył infrastruktury wydobywczej. Kilka dni temu analitycy RBC Economics Research podali w raporcie, że szacowany wpływ pożarów w Albercie na kanadyjską gospodarkę może wynieść w maju 0,5 proc. PKB, jeśli wstrzymanie produkcji potrwa dwa tygodnie. Dzienne wydobycie ropy naftowej z piasków roponośnych w Kanadzie wynosi ponad 2 mln baryłek. Przez 10 dni powierzchnia lasów objętych pożarami wzrosła 2,5-krotnie, z ponad 200 tys. do ponad 500 tys. ha. Jak mówiła w czwartek minister ds. komunalnych Danielle Larivee, pożary w okolicach Fort McMurray wciąż są poza kontrolą. Sam Fort McMurray musi liczyć się z kolejnym problemem, mimo że jego zabudowania zostały zniszczone przez ogień w zaledwie 10 proc. (ok. 2,5 tys. budynków), a jego mieszkańcy będą mogli zacząć wracać do domów za 10 dni. Eksperci zwracają uwagę, że istniejące obecnie stacje uzdatniania wody i filtry mogą nie poradzić sobie z oczyszczaniem wody. Fort McMurray pobiera wodę z rzeki Athabasca, do której wraz z deszczem będą spływać pyły. Problem polega na tym, że szkodliwe substancje i zanieczyszczenia powstałe w wyniku pożarów utrzymują się w glebie i rzekach przez wiele lat. Jak poinformowała agencja The Canadian Press, w czwartek ogień przeniósł się do graniczącej od wschodu z Albertą prowincji Saskatchewan. Według strażaków spłonęło tam już ok. 700 ha lasów w Saskatchewan, ogień szaleje na obszarze oddalonym o ok. 30 km od miasteczka La Loche. Lasy palą się obecnie w dziewięciu miejscach w Sasketchewan. Samo La Loche nie jest na razie zagrożone, ale problemem staje się gęsty dym. Jednym z najważniejszych tematów, szczególnie w kontekście pożarów, jest w kanadyjskich mediach prognoza pogody. Pogoda właściwie nigdy nie jest w Kanadzie traktowana zdawkowo, ale obecnie dane meteorologiczne są w kraju śledzone ze szczególną uwagą. W czwartek w okolicach Fort McMurray zaczął padać lekki deszcz, ale do ugaszenia pożarów potrzebne są duże opady. Z Toronto Anna Lach