"Nie będziecie niszczyć słowackich pamiątek narodowych" - krzyczeli Słowacy pod adresem Romów. W sobotę 10 marca Słowaków zaskoczyła wiadomość o pożarze, który wybuchł w jednym z największych zabytków kultury narodowej - gotyckim zamku Krasna Horka na południu kraju. Spłonęła górna część zamku, wiele eksponatów, w tym cenna kolekcja broni tureckiej, roztopiły się nawet dzwony. Straty są ogromne, choć większość muzealnych obiektów udało się uratować. Policja ustaliła, że pożar spowodowali przypadkowo dwaj romscy chłopcy z Krasnohorskiego Podhradia: 11-letni Ondrej i 12-letni Ivan. W drodze ze szkoły chłopcy podnieśli z ziemi i zapalili niedopałek papierosa. Od rzuconej zapałki zajęła się sucha trawa, a potem cała zamkowa góra, podzamcze i gotycka część zamku. Incydent wywołał ogromne emocje na Słowacji. Zamek zbudowany przed 679 laty przetrwał bowiem trudne koleje losu, w tym powstania i dwie wojny światowe. Spłonął dopiero w XXI wieku, w czasach pokoju, od rzuconej zapałki. Burmistrz Krasnohorskiego Podhradia Peter Bollo twierdzi, że dobrze się stało, iż w miejscowej szkole zostali zakwaterowani żołnierze, którzy nadzorują nie tylko ewakuację zamkowych obiektów muzealnych, ale i romską osadę. W sobotę udaremnili atak na Romów, który planowali nacjonaliści. Szef MSW Daniel Lipszyc zaapelował o zachowanie spokoju. Chłopcy są nieletni, więc przeciwko nim nie zostanie wniesione oskarżenie. Obaj "zapadli się pod ziemię", nie chodzą do szkoły, a rodzice twierdzą, że nie wiedzą o miejscu pobytu swoich dzieci.