- Dla mnie, tak samo jak dla wszystkich, to był wielki szok - przyznaje Piotr Błoński. - Nie przesadzę, jak powiem, że w pierwszej chwili, jak tylko się o tym dowiedziałem, to mi po prostu odebrało mowę. I wszystkie myśli. Naprawdę. To jest coś, co teoretycznie nie miało prawa się zdarzyć. Zabytek takiej klasy, o takim znaczeniu, nie tylko dla kultury francuskiej i nie tylko o funkcji religijnej - mówi, pokazując na spalony dach katedry. Stoimy po drugiej stronie Sekwany, na wyspie św. Ludwika, tam, gdzie dostęp jest dla wszystkich swobodny i gdzie jest teraz bodaj najlepsze miejsce, aby zobaczyć, jak bardzo żywioł strawił zabytkowy obiekt. Dachu katedry nie widać, tak samo jak iglicy, która szybko runęła pod wpływem ognia. Jest jedynie ogromne rusztowanie. Wskazujące na dawno wyczekiwany remont, który tak naprawdę okazał się tragiczny. - Przypominam sobie moją pierwszą pracę w Paryżu, w Bibliotece Polskiej, która znajduje się dosłownie po drugiej stronie Sekwany. Pamiętam tamte lata, tę codzienną drogę, którą pokonywałem koło Notre Dame, ten widok, który tak dobrze wbił mi się w pamięć. To było coś niezapomnianego - mówi i dodaje: - Może dlatego cały czas nie mieści mi się w głowie, że mogło dojść do takiego pożaru, że katedra mogła zostać zniszczona aż w takim stopniu. Ale jak widać, niestety, takie rzeczy się zdarzają. Teraz to już wiemy. I dlatego myślę sobie, że nie należy już za bardzo filozofować. Nie odwrócimy historii - mówi, mając głęboką nadzieję, że odbudowa zniszczonej katedry nastąpi tak szybko, jak to tylko możliwe. Tak, jak zapowiadają władze i jak chcieliby sami Francuzi. Ewelina Karpińska-Morek, Remigiusz Półtorak z Paryża