Braidwood podkreśla, że z rąk RCMP (Kanadyjskiej Królewskiej Policji Konnej) zginęło sześć osób przy użyciu paralizatora. Wśród nich znalazł się nasz rodak Robert Dziekański. W sumie we wszystkich prowincjach Kanady od porażenia zginęło 25 osób. Z przeprowadzonych przez Brainwooda przesłuchań wynika, że nawet osoba ze zdrowym sercem może nie przeżyć spotkania z paralizatorem, ponieważ urządzenia może powodować zmianę rytmu bicia serca. - Serce bije 200-300 razy na minutę, nie może pompować krwi, i osoba traci przytomność po 5-10 sekundach, a w ciągu dziesięciu minut umiera - czytamy w dokumencie. Sędzia chce, by używać paralizatora w przypadku przestępstw federalnych i tylko wobec osób, które naruszają nietykalność cielesną i gdy nie można zastosować żadnej innej metody uspokojenia takiej osoby - donosi tvp.info. Braidwood zaleca także, by wszyscy funkcjonariusze przeszli szkolenia jak w takich przypadkach postępować z osobami, które mają zaburzenia emocjonalne. Kolejnym punktem jest ograniczenie użycia paralizatora do maksimum pięciu sekund, do tego w asyście osoby przeszkolonej do udzielania pierwszej pomocy. Oficerowie, którzy dostają na wyposażenie paralizator, powinni mieć także przy sobie przenośny defibrylator. Zygmunt Riddle z Kanadyjskiego Ruchu Obrony Praw Człowieka, który reprezentuje matkę Roberta Dziekańskiego podkreśla, że nie do końca jest zadowolony z przyjętych rekomendacji gdyż ciągle dopuszcza się użycia paralizatora. - Gdyby te rekomendacje były obowiązujące w 2007 r. kiedy użyto paralizatora wobec Polaka, to także by zginął - zaznacza Riddle.