Winiarze z niemieckiej doliny rzeki Ahr mówią, że to ich najgorszy rocznik. Producenci z winnic położonych na brzegach lewego dopływu Renu, który przepływa przez Nadrenię Północną-Westfalię i Nadrenię-Palatynat wytwarzają z owoców trunek, który również nosi nazwę Ahr. W tym roku zbiory będą jednak ubogie, a produkcja bardo trudna. Wiele winnic zostało niemal doszczętnie zniszczonych. Z kolei zgromadzone w winnicach butelki zniszczyła wezbrana woda, która wlała się do środka. Rozleje wino do zabłoconych butelek Gdy nadeszła woda, Benno Gilles z Marienthal schronił się z rodziną oraz gośćmi z jego pensjonatu na strychu i na własne oczy widział, jak wodne masy spłukują jego egzystencję - pisze w reportażu z dotkniętego powodzią regionu w Deutsche Welle Oliver Pieper.- Pracuję tu jako winiarz od 40 lat. To firma rodzinna od trzech pokoleń. I w kilka godzin wszystko znikło - mówi winiarz, którego gospodarstwo to lubiany przystanek na Szlaku Czerwonego Wina. Można tu skosztować wina, którego Gilles produkuje 25 tysięcy litrów rocznie, a także przenocować w pokojach gościnnych. Dwa tygodnie po powodzi Marienthal ciągle przypomina obszar klęski żywiołowej, a winnica Benno Gillesa to ruina. - Szacuję, że 10 tysięcy butelek wina i wszystkie maszyny są do niczego. A także pół hektara moich upraw - mówi. - Jeśli będę miał szczęście, to w przyszłym roku znów będę mógł produkować, aby uratować zbiory z 2022 roku - tłumaczy. W ogromnych dębowych beczkach w jego piwnicy jest 8 tysięcy litrów trunku, który Gilles chce teraz rozlać do tysięcy brudnych od błota butelek. - Uda nam się, nie poddajemy się! - mówi. Lodówka zawisła na lampie Jego sąsiad Paul Schumacher przez chwilę rozważał, by rzucić wszystko. Powódź zniszczyła bowiem pół jego winnicy. Gdy woda zalała salę degustacyjną, lodówka zawisła na lampie. I wisiała tam jeszcze po ustąpieniu fali powodziowej. - Pierwszego dniach myślałem sobie: mój Boże, i co teraz? Ale jeśli finansowo będzie to możliwe, to spróbujemy pracować dalej - mówi plantator, który zdołał uratować 20 tysięcy butelek wina. Niemal na wszystkich są etykiety. Są one myte u producentów owoców w pobliżu. Z kolei w piwnicy czekają na rozlanie 42 beczki z winem, które trafia do Danii belgii i na Słowację.Powódź w Niemczech. Dlaczego nie zadziałał system wczesnego ostrzegania?Mała, pięciohektarowa winnica, to efekt 20 lat pracy. To właśnie te małe winnice rodzinne szczególnie ucierpiały w wyniku katastrofy powodziowej. Według Schumachera nawet 60 procent producentów nie ma ubezpieczenia od klęski żywiołowej. - Wino jest tu gospodarczą siłą napędową dla wszystkiego. Hotele, gastronomia i rzemiosło są zależne od produkcji wina. Jeżeli tego zabraknie, to ze wszystkim będzie krucho - tłumaczy. Ratunkiem wino "popowodziowe" Pomysł na ratowanie przemysłu winiarskiego ma Peter Kriechel, największy producent wina w regionie, a zarazem przewodniczący związku "Ahrwein e.V", który zajmuje się marketingiem miejscowych win. Razem z restauratorką Lindą Kleber wpadł na pomysł na sprzedaż butelek utytłanych mułem.Darczyńcy mogą kupić w internecie butelki wina, które przetrwały powódź w stanie, w jakim zostały wydobyte z błota. Butelki całkowicie pokryte szlamem mogą stać się symbolem regionu, bo kojarzą się zarówno z katastrofą powodziową, jak i z optymizmem, który usiłuje zwalczyć przygnębienie wywołane ogromem zniszczeń. Inicjatywa ruszyła w zaledwie trzy dni, a już udało się zebrać ponad milion euro.Niemcy. Miliardy euro szkód po powodzi; widmo katastrofy gospodarczej Kriechel musiał spisać na straty ponad jedną czwartą z 200 tysięcy składowanych butelek, gdy woda wdarła się do hali z tłoczniami. Przez dwanaście dni nie miał prądu, wszystkie maszyny są zepsute. Jego 22 pracowników nadal przemierza winnicę usuwając szlam wodą pod ciśnieniem. - Wyszliśmy z tego tylko lekko poobijani. Wielu kolegów straciło wszystko, co do jednej butelki - przyznaje Kriechel, którego akcja charytatywna prowadzona jest pod hasłem #Flutwein2021. Akcja "pwodziowa" potrwa do września Wino "powodziowe" będzie można kupić do 1 września. - Właśnie miałem telefon z laboratorium, które pobrało próbki tego wina. Powiedzieli, że zawartość butelek nie ucierpiała i można ją spożywać bez zastrzeżeń - mówi. Wierzy, że dzięki tym pieniądzom i solidarnej pomocy dziesiątków winiarzy z innych regionów Niemiec, m.in. znad Mozeli, uda się pomóc wielu przedsiębiorcom. "Właśnie kupiłem trochę 'wina powodziowego'. Tyle możemy zrobić, żeby pomóc. Musimy się tylko zaangażować" - napisał jeden z darczyńców, dr Achim Krüger z Holandii.