Ulewne deszcze spowodowały falę powodziową w dwóch departamentach: Var oraz Alpy Nadmorskie. "Największe ryzyko jest już za nami" - mówił w niedzielę minister spraw wewnętrznych Christophe Castaner, jednak meteorolodzy zapowiadają deszcze w kolejnych dniach, choć mniej intensywne. Powódź spowodowała uszkodzenia domów i dróg oraz zatopienia samochodów i autobusów. Ewakuowano ponad 1 500 osób, straż interweniowała ponad 2 tys. razy, ponad 30 gospodarstw domowych pozostaje bez prądu. Jedna osoba poniosła śmierć w miejscowości Le Muy, w pobliżu miejsca, w którym łódź ratunkowa wywróciła się w sobotę wieczorem z trzema strażakami i trzema cywilami na pokładzie. Jeden z cywilów zginął. Drugie ciało, 50-letniego mężczyzny, znaleziono w miejscowości Cabasse, w zatopionym samochodzie. W niedzielę wieczorem w Tanneron znaleziono dwie kolejne ofiary. W Saint-Antonin-du-Var nadal nie odnalazł się poszukiwany od soboty 70-latek. Ruch na autostradzie A8 został przywrócony, a ruch kolejowy ma być wznawiany stopniowo. Kilka szkół w regionie pozostaje nadal zamkniętych w miejscowościach Roquebrune-sur-Argens, Le Muy i Hyeres oraz Villeneuve-Loubet. Powodzie w regionie Prowansja-Alpy-Lazurowe Wybrzeże występują dość często, jednak ta ma historyczny charakter - powiedział agencji AFP prefekt Var Jean-Luc Videlaine, który podkreślił, że "szkody na pewno będą znaczne". W niektórych rejonach Var wystąpiły opady w ostatnich 24 godzinach w takiej obfitości, jak zwykle w ciągu dwóch do trzech miesięcy. W miejscowości Roquebrune-sur-Argens w Var poziom rzeki Argens podniósł się do ponad siedmiu metrów, bijąc rekordy poprzednich powodzi z 2011 roku. Centrum miasta liczącego około 13 tys. mieszkańców pozostaje odcięte od świata. Trwa akcja ratunkowa. Strażacy używają helikopterów i dźwigów. Wiele szkód wynika z tego, że ludzie osiedlają się nielegalnie na terenach zalewowych. Z Paryża Katarzyna Stańko