- Codziennie zaczynam dzień od wiadomości, że zginę - mówi w rozmowie z Interią 21-letnia Marzieh Hamidi. Ubiera się jak Europejka. Na głowie nic nie ma - ani chusty, ani tym bardziej wymaganej przez talibów burki. Często chodzi z odkrytymi ramionami. Od trzech lat mieszka i trenuje w Paryżu. Trafiła do niego po ucieczcie z własnego kraju - tuż po tym, jak 15 sierpnia 2021 roku talibowie przejęli władzę w stolicy Afganistanu - Kabulu. Przygotowywała się do igrzysk olimpijskich rozgrywanych w stolicy Francji. Miała wystąpić w grupie uchodźców - zawodników, którzy uciekli z własnego kraju. W imprezie nie wzięła jednak udziału. Musiała wycofać się z rywalizacji w powodu kontuzji ramienia. Teraz jednak zaczęła się ważniejsza walka. Walka o życie. Talibowie podali, gdzie mieszka Wszystko zaczęło się, gdy napisała w mediach społecznościowych, że sprzeciwia się terrorystom rządzącym jej krajem. - Aktualnie nie mam życia. Jestem pod policyjną ochroną, muszę zmieniać miejsca zamieszkania, bo talibowie ujawnili, pod jakiem adresem mieszkam we Francji. Nie mogę nawet trenować - tłumaczy Marzieh. By z nią porozmawiać, trzeba przejść kontrolę. Służby sprawdzają, kto się z nią próbuje kontaktować i czy rzeczywiście jest dziennikarzem. Dla bezpieczeństwa zmienia numery telefonów. Gdy zdobywam aktualny, odbiera jej prawnik. Dopiero po rozmowie z nim, po weryfikacji, można zadawać pytania. - Jak na ironię, czuję się jakbym była w Afganistanie, choć jestem we Francji. Mam wrażenie, że jestem w środku Kabulu i nie mogę wyjść z domu - opowiada o swoich przeżyciach. LetUsExist Marzieh uruchomiła w mediach społecznościowych hasztag "#LetUsExist" - pozwólcie nam istnieć. Zrobiła to, gdyż Talibowie zakazali kobietom w Afganistanie nawet odzywać się publiczne. Wcześniej usunęli kobiety i dziewczynki ze szkół, miejsc pracy, czyli z życia publicznego i zmusili do siedzenia w domu. 21-latka nagrała video i umieściła na platformie X. Wezwała cały świat do wsparcia kobiet żyjących pod rządami talibów. Mają być niewidoczne Kobiety w Afganistanie nie mogą wyjść z domu bez męskiego opiekuna. Muszą mieć burkę, a często zakrywają również oczy. Na konferencji w Tiranie aktywistki domagały się, by apartheid płci został uznany jako zbrodnia przeciwko ludzkości. Obecnie za taką uznawane jest jedynie "prześladowanie" ze względu na płeć. Jednak według organizacji pozarządowych określenie prześladowania nie oddaje w pełni tego, co oznaczają przestępstwa w ramach zinstytucjonalizowanego apartheidu płci. To ma miejsce w Afganistanie z powodu oficjalnych nakazów. Eksperci ONZ twierdzą, że już brutalne egzekwowanie noszenia hidżabu w Iranie oraz kary wobec kobiet, które nie noszą chusty, można opisać jako formę apartheidu płci. A Talibowie posunęli się krok dalej. Jeśli jakaś aktywistka się sprzeciwi nowym regułom, nie ma prawa istnieć w Afganistanie. Ma wybór - albo śmierć, albo ucieczka z kraju. - Ile jeszcze kobiet musi zginąć z rąk talibów, byście nas dostrzegli? - żali się Marzieh. Joanna Dressler ----- Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!