DW: Polskie władze zredukowały liczbę godzin nauki języka niemieckiego dla mniejszości niemieckiej w Polsce. Nie ukrywają przy tym, że jest to działanie wymierzone konkretnie w tę mniejszość narodową. Jak ocenia pan tę decyzję rządu w Warszawie? Bernd Fabritius: - Uważam rozporządzenie ministra Czarnka za bardzo, bardzo poważny błąd. To otwarta dyskryminacja własnych obywateli, którzy zawsze pozostawali lojalni wobec swojego kraju - Polski. Jest to problemem zwłaszcza dlatego, że dotyka młodych ludzi, uczniów, których okrada się z tożsamości. Kto podnosi rękę na młode pokolenie i ogranicza mu możliwości edukacji, ten szkodzi kolejnym pokoleniom i trzeba być świadomym tych konsekwencji, zanim podejmie się taką decyzję. Polska argumentuje, że chce przywrócić równowagę w sytuacji mniejszości niemieckiej w Polsce i Polaków żyjących w Niemczech. Niemcom zarzuca się, że zaniedbują nauczanie polskiego dla Polaków. Nie podziela pan tej argumentacji? - Nie, jest ona całkowicie fałszywa i opiera się na nieprawdziwych założeniach. Niemcy wspierają nauczanie języka dla uczniów z polskiej społeczności imigranckiej kwotą ponad 200 milionów euro rocznie. Tylko w szkolnictwie ponadpodstawowym mamy prawie 15 tysięcy uczniów finansowanych z tego źródła. W Polsce twierdzi się, że niemiecki rząd federalny nie wspiera nauczania języka polskiego. Ale w Niemczech finansowaniem szkolnictwa zajmują się landy, a nie rząd federalny, który nie finansuje też ani jednej godziny nauczania niemieckiego, ani matematyki czy fizyki, bo robią to landy. - Wiemy też od przedstawicieli Polonii, że zapotrzebowanie na nauczanie polskiego jest dobrze pokryte. Więc jeśli Polska chce przywracać równowagę, to powinna zwiększyć możliwości nauki w języku niemieckim, a nie je ograniczać. Gdy tylko Polonia zgłasza większe zapotrzebowanie na naukę polskiego, to jest to realizowane. - Chcę zwrócić uwagę na jeszcze jedną sprawę. W Polsce krytykuje się, że nauka polskiego w Niemczech odbywa się na takich samych zasadach jak nauka tureckiego, włoskiego czy języków innych grup imigranckich. Zgadza się, bo Polacy nie są w Niemczech mniejszością narodową, są grupą, która przybyła tu w ramach unijnej swobody przemieszczania się albo jeszcze wcześniej. Nie obejmują ich jednak regulacje Rady Europy w sprawie mniejszości. Z kolei Niemcy w Polsce są autochtoniczną, oficjalnie uznaną mniejszością narodową, która - na mocy tych regulacji - jest szczególnie chroniona. Polska domaga się uznania żyjących w Niemczech Polaków za mniejszość narodową. Czy to realistyczne? - Nie, to wykluczone, bo nie nie spełniają warunków. Rada Europy dała krajom członkowskim możliwość samodzielnego określania, kto jest mniejszością. Niemiecki Bundestag określił to już wiele lat temu. Rozchodzi się o to, czy dana grupa żyje na terenie Niemiec w ujęciu historycznym. Polonia tego warunku nie spełnia. To grupa napływowa, tak jak Włosi, Turcy czy wiele innych grup w Niemczech. - Chcę też podkreślić, że uznanie za mniejszość wcale nie jest Polonii potrzebne. Mamy dwustronną umowę o dobrym sąsiedztwie i współpracy, gdzie zapisaliśmy zrównanie w prawach i oczywiście, że realizujemy zobowiązanie do wspieranie tożsamości Polaków w Niemczech. Dlatego dziwię się, że Polska, aby przeforsować swoje domniemane interesy w polityce zagranicznej, wykorzystuje do tego dzieci własnych obywateli, biorąc je za politycznych zakładników i faktycznie je krzywdzi. To coś niespotykanego. Czy Niemcy planują jakąś odpowiedź na decyzję Polski? Czy można spodziewać się analogicznej redukcji środków na naukę polskiego w Niemczech? - Zdecydowanie nie. To pytanie jest mi często zadawane. Przedstawiciele Polonii obawiają się, że możemy uciec się do takiego samego środka. Gdybyśmy obcięli te 200 milionów euro o dwie trzecie, to zostałoby nam sporo środków, ale tego nie zrobimy. Wierzymy, że to ważne, aby uczniowie z polskiej społeczności mogli zachowywać swoją tożsamość, dlatego wspieramy nauczanie polskiego w niemieckim państwowym systemie szkolnym. Zależy mi na tym, aby Polska i Niemcy znowu podjęły dialog, abyśmy wyjaśnili te nieporozumienia, tak żeby Polska wycofała się z tego dyskryminującego rozporządzenia, inaczej nie można tego nazwać. A czy planowane są jakieś bezpośrednie działania na rzecz mniejszości niemieckiej? - Zapewniliśmy mniejszość niemiecką w Polsce o pełnym wsparciu rządu federalnego. Zaoferowaliśmy naszym rodakom w Polsce, że jeśli Polska nie przemyśli tej złej decyzji, to będziemy oczywiście ograniczać powstałe szkody. Możemy pomóc. ----- Prof. dr Bernd Fabritius (CSU) jest pełnomocnikiem rządu federalnego ds. przesiedleńców i mniejszości narodowych. Jest także przewodniczącym niemieckiego Związku Wypędzonych. Autor: Wojciech Szymański