Plamy czarnej, gęstej i śmierdzącej mazi rozciągają się na wodzie na długości ok. 14 km. Według wstępnych szacunków z uszkodzonego ropociągu wyciekło do 400 tys. litrów ropy, z czego ok. 80 tys. litrów przedostało się do wód przybrzeżnych w okolicach miasta Santa Barbara. W chwili wykrycia awarii we wtorek ropa płynęła rurą z prędkością 320 tys. litrów na godzinę. Wyciek udało się powstrzymać po trzech godzinach. Przedstawiciele firmy Plains All American Pipeline, właściciela rurociągu, nie podali, jak długo trwał wyciek do czasu wykrycia uszkodzenia ani jak dużo ropy zdążyło wyciec. Lokalne władze wszczęły dochodzenie mające ustalić przyczynę awarii, a także stan techniczny rurociągu w chwili jej wystąpienia. Ropociąg został zbudowany w 1991 r. i dotychczas nie sprawiał problemów. Według właściciela przeszedł gruntowną inspekcję w 2012 r. oraz podobne testy dwa tygodnie temu; wyniki tych ostatnich badań nie zostały jeszcze przeanalizowane. Firma przyjęła odpowiedzialność za wyciek i zapowiedziała, że pokryje wszelkie koszty związane z usuwaniem jego skutków. Obrońcy przyrody obawiają się, że awaria rury zagrozi lokalnej florze i faunie, choć - jak pisze agencja AP - na razie w regionie nie znaleziono martwych ptaków czy ryb. To nie pierwszy wyciek ropy na tym odcinku kalifornijskiego wybrzeża. W 1969 r. kilkaset tysięcy galonów ropy wyciekło do oceanu z uszkodzonej platformy wiertniczej, powodując śmierć tysięcy ptaków i wielu ssaków morskich. To wydarzenie powszechnie uznaje się za impuls, który dał początek ruchowi ochrony przyrody w Stanach Zjednoczonych.