Małgorzata Lisewska, żona surfera liczy, że znalezienie go jest kwestią czasu, choć cały czas trzeba pomagać służbom saudyjskim w namierzaniu Polaka. Namiary z nadajnika GPS są przeliczane przez rodzinę i przekazywane służbom, poszukującym gdańszczanina. Zwróciła uwagę, że jest to sytuacja zupełnie nienormalna. Żona surfera chce za pośrednictwem MSZ prosić o pomoc służby amerykańskie, stacjonujące w Arabii Saudyjskiej. Współpracownicy Jana Lisewskiego oferują 10 tysięcy dolarów nagrody za uratowanie polskiego kitesurfera. Jak podkreśla w rozmowie z IAR Magda Ziemann, rzeczniczka wyprawy, Jan Lisewski nadaje sygnały S.O.S. Pierwszy sygnał został nadany w piątek po południu. Polak próbował przepłynąć na kajcie Morze Czerwone od Egiptu do Arabii Saudyjskiej. To dystans 210 kilometrów. Nie wiadomo, dlaczego wyprawa się nie powiodła. Współpracownicy przypuszczają, że przyczyną mógł być zbyt słaby wiatr. Prawdopodobnie Jan Lisewski zdecydował się na zastosowanie procedury awaryjnej i użył napompowanego latawca jako tratwy ratunkowej. Według rzeczniczki wyprawy gdańszczanin jest około 50 kilometrów od saudyjskiego brzegu. W Północnej cześci Morza Czerwonego pogoda jest dość dobra. wiatr około 4 stopni w skali Beauforta. Woda ma 15 stopni Celsjusza.