Dotychczas poszukiwania dowodów na obszarze położonym na północny zachód od miejsca katastrofy były niemożliwe ze względu na ciężkie starcia między ukraińskimi siłami rządowymi a prorosyjskimi separatystami. Obecnie "linia walk się przesunęła, więc możemy tam bezpiecznie dotrzeć" - powiedział na konferencji prasowej w Hadze dowódca sił powietrznych Theo van Haaf. Dodał jednak, że na obszarze tym, w okolicach wsi Pietropawłowka, nadal znajdują się miny przeciwpiechotne. Niezbadane dotąd części wraku mogą zawierać informacje pomocne przy ustalaniu przyczyny katastrofy, choć działania śledczych skupiają się przede wszystkim na wydobyciu i identyfikacji szczątków ofiar - pisze agencja Reutera. Zachód i Ukraina uważają, że Boeing 777 linii lotniczych Malaysia Airlines został zestrzelony na wschodzie Ukrainy, najprawdopodobniej rakietą ziemia-powietrze odpaloną z terenów opanowanych przez separatystów. Śledczy przyznają, że jest to na razie najbardziej prawdopodobna wersja wydarzeń, choć pod uwagę brana jest też inna, forsowana przez Rosję, według której samolot został zestrzelony przez myśliwiec należący do ukraińskich sił powietrznych. Szczątki dwóch ofiar wciąż niezidentyfikowane Dotychczas udało się ustalić tożsamość 296 z 298 ofiar katastrofy. Zdaniem ekspertów szczątki ostatnich dwóch ofiar znajdują się na jednym z dwóch obszarów, w granicach liczącego 10 km kw. miejsca katastrofy, w których po upadku samolotu na ziemię rozgorzały największe pożary. Władze odpowiedzialne za śledztwo zastrzegają, że identyfikacja ostatnich niewydobytych szczątków będzie niezwykle trudna, bo prawdopodobnie znajdują się one pod nawet 30-centymetrową warstwą ziemi, w stanie utrudniającym pobranie próbek DNA. W katastrofie, do której doszło 17 lipca ub. roku podczas lotu z Amsterdamu do Kuala Lumpur, zginęło 298 osób, w tym 193 obywateli Holandii, 43 Malezyjczyków i 38 Australijczyków.