Urzędnik, który zechciał podzielić się swoją historią z Radiem Swoboda, w 2019 roku został miejskim urzędnikiem w mieście Wyrica w obwodzie leningradzkim, które leży około 70 km na południe od Petersburga. Jak opisuje, miał ambitne plany i chciał, by jego miasto rozwijało się, realizując m.in. swój turystyczny potencjał. Wszystko pokrzyżowała inwazja Rosji na Ukrainę, choć sam Anton Klimow do ostatnich sekund miał nadzieję, że do wojny nie dojdzie, a narracja o konflikcie służy tylko forsowaniu interesów Kremla na arenie międzynarodowej. Gdy rosyjskie oddziały wtargnęły do Ukrainy, urzędnik nie pozostał bierny. Swój sprzeciw wyraził w mediach społecznościowych i angażował się w działania, które miały pokazać, że nie każdy Rosjanin zgadza się z tym, co robią władze. - Podczas rady deputowanych powiedziałem, że musimy publicznie potępić militarne działania Rosji w Ukrainie (...), wielu się obawiało, inni uznawali moją inicjatywę za działanie przeciwko państwu. Kilku kolegów mnie wsparło, niektórzy napisali na mnie donosy - opisuje Klimow. Działo się to jeszcze zanim przepisy penalizujące "dyskredytowanie rosyjskiej armii" weszły w życie. Wrogo nastawieni do Klimowa działacze chcieli jednak, by w jego przypadku przymknąć oko na zasadę "prawo nie działa wstecz". Rosyjski urzędnik postawił się Władimirowi Putinowi. Musiał opuścić kraj Mówiąc o powodach silnej chęci ukarania go, Klimow wskazuje na jego pracę czy prowadzone śledztwa antykorupcyjne, ale podkreśla, że inni po prostu uważali go za zdrajcę partii i prezydenta, choć nigdy ich nie wspierał. - Zrobiłem wystarczająco dużo, żeby zainteresować służby bezpieczeństwa. Wiedziałem, że wcześniej czy później po mnie przyjdą - relacjonuje urzędnik. Następnie, zaznaczając, że ma rodzinę, którą chce chronić, zdecydował się na ucieczkę do Niemiec. Nie oznaczało to jednak, że porzucił swoją pracę, bo dopóki sąd nie pozbawił go mandatu, a rada deputowanych nie odebrała mu uprawnień (stało się to 15 grudnia), częściowo wypełniał swoje obowiązki. - Głosowałem za niektórymi decyzjami, proponowałem poprawki, komunikowałem się z innymi mieszkańcami wsi i próbowałem rozwiązać ich problemy - relacjonuje. Po wyjeździe z ojczyzny urzędnik zaangażował się w działalność organizacji zrzeszającej deputowanych miejskich na uchodźstwie, bo chce by głos Rosjan niezgadzających się z wojną był słyszalny. Klimow mówi w tym kontekście o Rosjanach odciętych od świata, ale i tych, którzy pozostają w kraju, a nie zgadzają się z dyktatem Władimira Putina. Sprzeciwił się dyktatowi Kremla. "Czuję ogromny wstyd przed Ukraińcami" - Władimir Putin poprowadził nasz kraj w złym kierunku - stwierdza Klimow, oceniając, że jeśli prezydent działa niezgodnie z interesami państwa, powinien ponieść konsekwencje. - Nasza inicjatywa miała na celu pokazanie, że przedstawiciele systemu samorządowego uważają, że prezydent prowadzi Rosję w przepaść i chcą to powstrzymać (...). Pokazaliśmy zarówno światu, jak i w kraju, że są w Rosji politycy, którzy wojny nie chcą - twierdzi Anton Klimow. Anton Klimow zapytany o przyszłość Rosji odpowiada, że najlepszą drogą rozwoju dla jego kraju jest demokracja. Jego zdaniem kluczowe jest wyeliminowanie propagandy nienawiści. - Jestem przekonany, że większość chce żyć w cywilizowanym państwie - podkreśla, mówiąc o swoich nadziejach. Jednocześnie urzędnik ma świadomość, że w Federacji Rosyjskiej wielu obywateli wierzy w to, co mówi rząd. W rozmowie z Radiem Swoboda Anton Klimow opowiada o członkach swojej rodziny, którzy popierają Putina, a których wciąż stara się przekonywać do swoich racji. Czytaj też: Radość na Kremlu. Zwrócili uwagę na słowa Trumpa Klimow zwraca też uwagę, że za wojnę w Ukrainie nie ponosi osobistej odpowiedzialności, ale czuje się winny. - Czuję ogromny wstyd przed Ukraińcami - podsumowuje, deklarując, że w przyszłości, gdy sytuacja polityczna na to pozwoli, chce wrócić do Rosji. Źródło: Radio Swoboda *** Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!